Skocz do zawartości

Mrozoodporność a kapturnice


Cephalotus

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 45
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted Images

W samej doniczce trochę ryzykowne. Jak już to doniczkę wykopać w ziemię, wtedy bez problemu dadzą radę.

 

Generalnie moje "doświadczenie" jest takie, że z zimowaniem mucgołówek i kapturnic nie ma większego problemu. Gorsza jest kwestia gnicia roślin na wiosnę. Z rosiczkami to się raczej nie zdarza, z michałowski też rzadko. Z kapturnicami - nagminnie... W doniczce spokojnie, w gruncie straciłam wszystkie kaptury :(

 

Niestety Taras jest na pierwszym piętrze, wkopanie w ziemię odpada. Doniczka jest z systemem nawadniania czyli ma przestrzeń między obudową a wkładem z roślinkami może to coś pomoże, aby korzenie nie przemarzły.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o balkon/taras to ja swoje stawiam w rządku tuż przy ścianie, tak aby do niej przylegały, a od strony balkonu osłaniam starymi szmatami. Tuż przy ścianie jest zawsze kilka stopni więcej. Zimują tak muchówki, kapturnice. Wrażliwsze zimują na obudowanym balkonie, zimnolubne rosiczki normalnie stoją na balkonie, nie przy ścianie, i niczym nieokryte.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

Jeżeli są na forum osoby, które mają jakiekolwiek doświadczenie w temacie zimowania kapturnic w gruncie na zewnątrz, proszę o podzielenie się tą wiedzą. Niezależnie czy doświadczenie było pozytywne czy negatywne, proszę je opisać. Każda wiedza jest przydatna. Jak posiadacie do tego jakąkolwiek dokumentację zdjęciową, to tym bardziej zachęcam do rozwijania tematu. Uważam, że jest ciągle niedostatek wiedzy w tym zakresie. Stworzenie jasnego, przejrzystego i popartego dowodami obrazu na temat zakresu wytrzymałości kapturnic na mróz, a może i nawet swoistej listy, będzie z dużą korzyścią dla wszystkich miłościków tej grupy.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez 5 lat hodowałem prawie wszystkie gatunki kapturnic na przydomowych torfowiskach i mój wniosek jest taki, że na nasz klimat nadają się na nie sensownie tylko S. purpurea ssp. purpurea i niektóre krzyżówki z S. purpurea typu S. X Mitcheliana, Vogel. Mówiąc sensownie mam na myśli, że będą one normalnie rosły i wyglądały na prawie 90% swoich możliwości. Ogólnie przezimować na dworze da się każdą kapturnice stosując np. okrycie trocinami, igłami, mchem ale w większości przypadków jest to męczenie rośliny i utrata jej potencjału.

 

Idąc po kolei przez wszystkie gatunki to dla mnie sytuacja wygląda tak:

 

- S. minor - zdecydowanie za niskie temperatury zimą, jeśli nawet przeżyje to będzie się zbierała pół sezonu żeby jakoś znowu wyglądać,

- S. psittacina - jeden z najgorszych wyborów na torfowisko - bardzo często gnije wiosną, do osiągnięcia optymalnego wyglądu potrzebuje długiego okresu wegetacji, wysokiej temperatury i nawożenia,

- S. flava - ze wszystkich wysokich kapturnic zdecydowanie najlepiej znosi zimowanie na zewnątrz ale odpada dla mnie ze względu na to, że osiąga 1/3 wysokości w porównaniu do tych rosnących w naturze lub szklarni,

- S. leucophylla - czysta leucophylla to zdecydowanie najgorsze co można posadzić na torfowisku. Gatunek ten ogólnie puszcza w pełni wykształcone kielichy bardzo późno(okolice września) co na dworze przeciąga się zazwyczaj to tego stopnia, że gdy roślina ma wreszcie zacząć tworzyć ładne kielichy przychodzi niska temperatura i wzrost zostaje zatrzymany,

- S. oreophila - bardzo dobrze znosi zimowanie na dworze, w sezonie tworzy głównie phyllodia ale potrafi czasami puścić kielich nawet zbliżony do normalnych rozmiarów,

- S. purpurea ssp. venosa - tutaj wszystko zależy od danego klonu. U mnie bardzo dobrze radziły sobie masowo produkowane venosy z marketów,

- S. purpurea ssp. purpurea - tak jak wspominałem wcześniej jest to najlepszy wybór z kapturnic na torfowisko. Jako jedyna rośnie w naturze tak wysoko na północ Ameryki i jest przystosowana do mroźnych zim. Na odpowiednio oświetlonym torfowisku nie wiele odbiega wyglądem od tych ze szklarni,

- S. alata i S. rubra - tych dwóch gatunków nie miałem nigdy na torfowisku. Obie rosną na cieplejszych obszarach, więc podejrzewam że może być z nimi podobnie jak z S. minor,

 

Z krzyżówek najlepszym wyborem są te niższe, mające zazwyczaj w sobie coś z purpurowej. Kilka z masowo produkowanych i sprzedawanych hybryd nadaję się bardzo dobrze. Są to na przykład: S. X Mitcheliana, Vogel, Eva, Maroon, Chelsonii, Fiona.

 

Wracając jeszcze do sposobów zimowania to ja przez kilka pierwszych lat, gdy bardziej zależało mi na roślinach na torfowisku okrywałem całość cienką włókniną, na nią sypałem około 20cm trocin i co najważniejsze na wierzch folia nie przepuszczająca wody. Chodziło o to, żeby trociny nie zamokły i nie zamieniły się w bryłę lodu. Pod całym przykryciem temperatura utrzymywała się prawie zawsze w granicy 0 stopni. Ta metoda pozwalała na przezimowanie wiele wrażliwych na mrozy roślin takich jak Cephalotus, D. capensis, D. filiformis var. tracyi.

Edytowane przez capensi
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki MacieMM i Capensi za wpis w temacie, bo każde doświadczenie jest cenne.

 

Maćku, nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich mieszańców kapturnic, ale Twoje wyglądają, jakby gdzieś tam jednak z S. purpurea miały coś wspólnego, a te jednak są zdecydowanie odporniejsze od czystych gatunków czy mieszańców innych jak z S. purpurea. Tak jeszcze tylko zapytam lekkim off topem czy muchołówki Ci przeżyły, bo z doświadczenia wiem, że tylko w gruncie i tylko przy zmniejszonej wilgotności podłoża mają szansę zimą. Wówczas najczęściej cała nadziemna część ginie i zostaje tylko ich cebula.

 

Capensi nie ma co oczekiwać, że kapturnice w naszym klimacie w gruncie będą osiągały takie rozmiary, jak w ich środowisku naturalnym czy naszym klimacie w szklarni. Nie mamy takiej ilości światła i długości dnia, jak ma to miejsce w ich środowisku naturalnym. Jednak wielu osobom będzie łatwiej stworzyć torfowisko w ogrodzie, dobrze zbudowane, jak w pełni funkcjonalną (dogrzewaną) szklarnię. Zależnie od potrzeb - mieć całkiem niezłe rośliny - można zbudować torfowisko ALBO mieć szczyt możliwości kapturnic - można wybudować szklarnię. Należy dostosować miejsce i sposób hodowli kapturnic zależnie do własnych potrzeb i możliwości.

 

Masz strefę mrozoodporności 6B, ja mam 7A, różnica w temperaturach średnich w skali roku między naszymi miejscowościami nie będzie drastyczna. Dla przykładu, dzisiaj u mnie Meteo.pl pokazuje 0°C, niech będzie, że 1°C, dla Łodzi (która jest jeszcze dalej na wschód od Ciebie) pokazuje -2°C. Różnica temperatur, przynajmniej teraz, nie jest jakaś duża, choćby było coś rzędu >5°C , czy do 8°C lub więcej, co zdecydowanie w skali roku zrobi już różnicę. Zresztą różnica temperatur między strefą 7A a 6B wynosi właśnie te 2-3°C. To jest analiza na podstawie STARYCH map mrozoodporności. Ponieważ klimat się jednak ociepla, oto są przykładowa, aktualniejsza mapa dla Polski: KLIKNIJ TUTAJ.

 

strefy-mrozoodpornosci-2016.jpg

 

Jednak dla uproszczenia uznajmy, że ze względu na Twoje położenie względem mnie w kierunku wschodnim ta różnica faktycznie istnieje, więc będzie na poziomie 2-3°C, w porywach 1-2°C więcej. Powiedzmy to sobie szczerze, jest bez dramatu, jeżeli rośliny posiadają jakąkolwiek mrozoodporność i nie są tropikalne czy mrozoodporne do +5°C.

 

W związku z tym, absolutnie nie rozumiem, dlaczego choćby Twoja S. leucophylla rośnie i wygląda jakkolwiek normalnie we wrześniu, podczas, gdy na właściwie nasłonecznionym torfowisku mojej kuzynki już w połowie czerwca mają właściwe dzbany. Fakt, nie są takie i nie będą, jak w szklarni. Fakt, są późniejsze od innych kapturnic, jednak ten klon, wyglądał u mnie tak w doniczce, chowany na zimę, jak w gruncie. Tylko jeden raz miałem większy dzbanek w hodowli doniczkowej na zewnątrz. Opisany przez Ciebie problem dotyczył mojej rośliny hodowanej w doniczce, bo nie miała dla siebie optymalnych warunków - wystarczająco dużo słońca. Jestem natomiast pewien, że w dogrzewanej szklarni mógłby osiągnąć znacznie więcej. Innymi słowy, w przypadku tego gatunki i tego klonu, bez szklarni nie uzyskam nic więcej. Z torfowiskiem uzyskałem brak zmartwień i stabilny wzrost na poziomie hodowli w doniczce, którą musiałem chować na zimę. S. leucophylla var. alba też dała sobie radę bez problemu, choć dostałem roślinę uciętą z podziału z symbolicznym, pojedynczym korzonkiem. W dalszym ciągu puściła chyba ze 3 całkiem normalne dzbany w pierwszym sezonie wegetacyjnym.

 

S. minor - faktycznie rośnie najsłabiej na torfowisku, ale ja nie miałem też do niej szczęścia w hodowli doniczkowej. Trochę jeszcze nie rozumiem tego gatunku. Wydaje mi się, że musiałby rosnąć w wodzie, na brzegu oczka, aby wyglądać dobrze. Dopóki tego nie sprawdzę, aby osiągnąć cudowny wygląd u tego gatunku albo trzeba mieć szklarnię, albo może jakiś żywotniejszy klon. To zawsze ma znaczenie!

 

S. alata - w doniczkach łatwo wymarza, szczególnie, gdy ma za mokro, ale w gruncie testowałem różne lokanty i odmiany. Rośnie super, pięknie się wybarwia, nie mam do niej zastrzeżeń. W tym S. alata var. nigropurpurea ? rosła obłędnie i tylko się powiększała na słonecznym torfowisku.

 

S. flava - banał na torfowisku. Zresztą dopiero po 3 latach w gruncie zaczęła wyglądać wręcz cudownie. Nawet u mnie, w za słabo nasłonecznionym miejscu. S. flava var. rugelii ma cudowne dzbany i nigdy takich nie miałem w doniczce. S. flava var atropurpurea, var. cuprea, var, rubricorpora - absolutnie bez problemu.

 

S. oreophilla - trzy formy, żyłkowana, żółtawa i całkowicie zielona ? nawet na moim słabo nasłonecznionym torfowisku rosną genialnie i są chyba najdoskonalszym wyborem na torfowisko z niedostateczną ilością słońca dla innych gatunków. Wcześniej jednak zginęła mi w mokrym podłożu, a zimowana w doniczce, na tarasie bez żadnych zabezpieczeń. Więc do donicy nie polecałbym, na torfowisko, owszem.

 

S. rubra var. gulfensis - na torfowisku u kuzynki porosła fantastycznie, wręcz fenomenalnie. U mnie S. rubra ssp. alabamensis i ssp. jonessi rosły w miarę jeszcze, jak miały więcej światła, gdy czereśnia podrosła i zrobiło się go mnie - bieda. Na torfowisku kuzynki brakło miejsca, więc u mnie się mordowały, dlatego je oddałem pod opiekę komuś innemu.

 

S. psittacina - mnie na torfowisku rosła stabilnie, lepiej, jak w doniczce i pierwszy raz nawet mi tak zakwitła po wielu latach jej posiadania. Zdecydowanie ceniła sobie większą wilgotność podłoża, i posadzona została w lekkim obniżeniu, gdzie torfowiec jednak rósł stabilniej, niż na podwyższonej części.

 

S. purpura - mój pierwszy okaz z OBI - ten osobnik to jakaś porażka! Nigdy, ani razu nie wyglądał dobrze. Zapewne jest z jakiegoś tkankowego in vitro i nigdy nie miał do końca normalnych dzbanów. U kuzynki natomiast z polskiego sklepu i mamy normę.

 

S. Adrian Slack - taka rzadka, taka unikatowa, a rosła absolutnie normalnie u kuzynki. Pierwotnie u mnie, nie wybarwiał się w ogóle, więc został przeniesiony w bardziej nasłonecznione miejsce, a tam wypuścił normalne dla siebie dzbany. Mało, ale ten typ tak ma.

 

S. x excellens - rosła cudownie, a nawet po roku w ogrodzie zakwitła, choć była z wiosennego podziału.

 

S. 'Ladies in Waiting' - u mnie z braku światła bida z nędzą, u kuzynki powoli, ale do przodu, bez szału jednak.

 

Inne mieszańce, których nazw nie pamiętam, a widać na zdjęciach w tym poście: KLIKNIJ TUTAJ.

 

Jeżeli taki wygląd kapturnic i torfowiska nie jest dla kogoś zadowalający i oczekuje od nich zdecydowanie więcej, to chyba pozostaje takiej osobie tylko dogrzewana szklarnia, gdyż przynajmniej ja, w doniczkach na tarasie nigdy nie miałem tych roślin ładniejszych z JEDNYM wyjątkiem: S. 'Ladies in Wiating' - ta jedynie na poręczy tarasu w mojej kaskadzie, wyglądała lepiej - wniosek: lubi mieć mokro i stabilnie, przynajmniej w okresie wzrostu. Oczywiście chowana była wówczas na zimę.

 

Jeżeli miałbym na chwilę obecną wysnuć jakieś wnioski na temat kapturnic i ich mrozoodporności na podstawie obserwacji w zbudowanych przez siebie dwóch torfowiskach, które różnią się stopniem nasłonecznienia oraz torfowisk innych użytkowników, w tym Twoim Capensi, to napisałbym, że:

 

1. dobrze nasłonecznione stanowisko to podstawa. 6-8h bezpośredniego słońca latem to za mało dla większości gatunków, aby wyglądały odpowiednio ładnie. Jednak i na takie warunki można dobrać gatunki i zapewne nie jednego mieszańca również.

 

2. Odpowiednio duży - czyli po prostu bardzo duży - zbiornik wodny, zapewniający roślinom stabilność, minimalizujący konieczność naszego nadzoru nad torfowiskiem, poprawiający efekt wzrostu roślin. I jeszcze raz - zapewniający roślinom stabilność.

 

3. Większość gatunków i form będzie wolało podłoże jedynie wilgotne, więc podwyższenie podłoża ponad próg odpływu wody z torfowiska zapewni im takie warunki, ale tylko w połączeniu ze spełnionym punktem 2.

 

4. Jeżeli chce się sadzić gatunki, które lubią po prostu stale mokre podłoże to nie łączyć ich na jednym torfowisku, nie sadzić obok siebie albo dobrze odgraniczyć jakiś fragment dla nich, jednak liczyć się z tym, że poziom wody na małym torfowisku i tak będzie się wahać, i tym roślinom będzie trudniej zapewnić stały wzrost na poziomie tafli wody. Wówczas stały dopływ wody byłby wskazany, bo tak ma to miejsce w naturze.

 

5. Żaden z gatunków i hodowanych przeze mnie mieszańców nie umarł podczas mrozów rzędu -22*C trwających kilka dni, ani regularnych nocnych spadków temperatury do -18*C przez bodajże 2 (musiałbym sprawdzić, czy czasem nie 3) tygodnie bez jakiejkolwiek pokrywy śnieżnej. Jeżeli dla kogoś nie jest to pełna mrozoodporność, to nic na to już nie poradzę.

 

6. Okrywanie agrowłókniną, folią plastikową, zwiększa ryzyko utraty kapturnic, szczególnie na wiosnę. Takie obserwacje mieli użytkownicy forum, bo ja nigdy swoich kapturnic w gruncie nie zamierzałem okrywać. Zastój powietrza, podwyższona wilgotność powietrza, łatwiejsze nagrzewanie się i zatrzymanie ciepła (szczególnie w słoneczne dni wiosenne), sprzyja przedwczesnemu wybudzeniu się roślin i chorobom grzybowym, a co za tym idzie zgonowi roślin. Zakrycie śniegiem jest pożądaną opcją, o ile w ogóle jest śnieg.

 

7. Oczywista oczywistość nad oczywistości(!!), roślin, które większość okresu wegetacyjnego trzymana była w doniczce i dalej: w pokoju, na zewnątrz lub w szklarni NIGDY(!) nie zimujemy w gruncie w tym samym roku! Litości! Te rośliny muszą się ukorzenić, potrzebują na to czasu, aby wrosnąć w podłoże. Jeżeli nie posadzimy ich na początku okresu wzrostu, nie ukorzenią się, jeżeli posadzimy je na przykład w drugiej połowie sierpnia lub jeszcze później. I ten problem jest zagadnieniem uniwersalnym dla roślin. Odmienny zależnie od rodzaju. Nawet gatunki, które mogłyby przezimować w doniczkach na zewnątrz, bez zagruntowania, posadzone w gruncie za późno dla swojego aktywnego wzrostu, nie ukorzenią się po posadzeniu w gruncie i zmarnieją albo nawet padną - takie sytuacje obserwowałem dla przykładu u obuwników - Cypripedium spp. Bądź przylaszczek - Hepatica spp. Sadzimy je do gruntu i naruszamy spokój korzenia w określonych przedziałach czasowych, gdy robimy to o innej porze, to liczymy się z negatywnymi konsekwencjami. Dodam, że w zimie to ja nawet tropikalnych roślin nie przesadzam, bo straciłem w ten sposób i tłustosze i rosiczki i żenlisee, a ostatnio zmarniał mi okropnie Anoechotchilus albo-lineatus w ten sposób.

 

Jeżeli to, co napisałem powyżej nie przekonuje niektórych, obiecuję, że dostarczę kiedyś dowodów obszerniejszych i pełniejszych, tak, aby rozwiać wątpliwości największych sceptyków. Postaram się wówczas o dowody również z Polski centralnej i wschodniej.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cephalotus bardzo obszerny i wartościowy post. Ale mam uwagi.

 

''S. purpura - mój pierwszy okaz z OBI - ten osobnik to jakaś porażka! Nigdy, ani razu nie wyglądał dobrze. Zapewne jest z jakiegoś tkankowego in vitro i nigdy nie miał do końca normalnych dzbanów. U kuzynki natomiast z polskiego sklepu i mamy normę.''

 

Moje obserwacje są inne. Sam mam kapturnicę purpurową z OBI i w okresie wegetacji rosła pięknie. Zdjęcie w profilu.

Nie sądzę też, aby to, że akurat Twój egzemplarz rósł kiepsko wynikało z tego, że była to marketówka z in vitro. Po prostu trafiłeś na taki egzemplarz.

 

''1. dobrze nasłonecznione stanowisko to podstawa. 6-8h bezpośredniego słońca latem to za mało dla większości gatunków, aby wyglądały odpowiednio ładnie. Jednak i na takie warunki można dobrać gatunki i zapewne nie jednego mieszańca również.''

 

Ogólnie 99 procent kapturnic ma potworne zapotrzebowanie na światło. Jednak i tutaj jest wyjątek i jest nim np. kapturnica purpurowa. Ona ma mniejsze zapotrzebowanie i 6h pełnego słońca już jej wystarcza do prawidłowego rozwoju. Ale napisałeś ''większość gatunków'' więc ok.

 

 

''Okrywanie agrowłókniną, folią plastikową, zwiększa ryzyko utraty kapturnic, szczególnie na wiosnę. Takie obserwacje mieli użytkownicy forum, bo ja nigdy swoich kapturnic w gruncie nie zamierzałem okrywać. Zastój powietrza, podwyższona wilgotność powietrza, łatwiejsze nagrzewanie się i zatrzymanie ciepła (szczególnie w słoneczne dni wiosenne), sprzyja przedwczesnemu wybudzeniu się roślin i chorobom grzybowym, a co za tym idzie zgonowi roślin. Zakrycie śniegiem jest pożądaną opcją, o ile w ogóle jest śnieg.''

 

Agrowłóknina agrowłókninie nie równa. Są specjalne agrowłókniny zimowe, które - i owszem - zapewniają odpowiednią cyrkulację powietrza. Ale jeśli ktoś trzyma nonstop pod agrowłókniną rośliny jeszcze pod koniec marca czy na początku kwietnia, to niech się potem nie dziwi, że mu coś gnije, albo że pojawia się grzyb. Z agrowłókniny w pierwszej kolejności trzeba umieć korzystać jak i odp. dobierać ją do konkretnego celu. Jak małpie dasz brzytwę, to na 99 procent zrobi sobie lub komuś krzywdę. Tak samo jest z agrowłókninami jeśli za jej używanie bierze się kompletny nieuk.

Edytowane przez Piotr Browarski
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrze, nie chciałem zasugerować, że wszystkie rośliny z marketów są beznadziejne. Zgodzę się, że ja musiałem natrafić na taką roślinę. Nie mniej mam do niej pewien sentyment i szkoda mi się jej pozbywać tylko dlatego, że nie ładnieje. Nie mniej wierzę, że inne rośliny mogą być ładne. Ja tę wybrałem, bo uznałem, że jest zmarniała warunkami i chciałem ją odratować. Tymczasem zapewne trafił mi się jakiś gargulec. Może w szklarni wyglądałaby lepiej - tak też przecież urosła pierwotnie.

 

Jak pisałem i S. flava var. rugelii czy S. oreophila będą ładnie wyglądać przy ilości światła 6h. Normalnej S. purpurea nie mam, więc nie mogłem się wypowiedzieć. Stąd starałem się nie generalizować.

 

Widzisz, moja mama stosuje jakąś agrowłókninę na wiosnę, chroniąc swoje sadzonki warzyw przed przymrozkami, jeżeli zapowiadają jakieś spadki temperatur. W ciągu dnia właśnie w okresie ciepłych dni wiosennych pod nią jest po prostu jak w saunie. Dla mnie nie jest to normalne, taka parówka i zastój powietrza o tej porze roku. Przyznaję się, że gdybym miał okrywać swoje rośliny użyłbym w tym celi właśnie tej agrowłókniny, bo nie pomyślałbym, że jest inna, skoro moja mama posiada całe długie metry takiej samej w wielu egzemplarzach i stosuje do różnych celów, nie tylko warzyw. Kiedyś stosowała do klematisów, to jej obumierały rok rocznie z jeden dwa, więc zaczęła stosować gałązki świerkowe, jodłowe lub z jałowca. Jeżeli stałoby się kapturnicom coś niepożądanego pod taką włókniną to zwaliłbym winę na nią, po części słusznie, bo pozostała część winy leżałaby w mojej niewiedzy. Po tym, co napisałeś, zaciekawiło mnie, jaka jest agrowłóknina zimowa. Aż chciałbym ją przetestować. Jednak na pewno nie chciałbym, aby moje rośliny spoczywały pod nią, gdy na zewnątrz temperatury byłyby już wyraźnie dodatnie, z nocnymi przymrozkami, a słońce mocno by przygrzewało. Nie wykluczam, że bałbym się je jednak odkryć za wcześnie, a zakrywanie na noc i odkrywanie na dzień nie byłoby dla mnie ani przyjemne, ani możliwe. W swojej hodowli dążę do uproszczenia opieki, bo nie mam na nią czasu. Szukam skutecznych i prostych metod.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W odniesieniu do opisanych przez Cephalotusa obserwacji kapturnic rosnących na torfowisku warto byłoby zebrać wszelkie za i przeciw zimowaniu kapturnic na zewnątrz - nie tylko w warunkach torfowiskowych. Być może błędnie tutaj założyłem, ale wydaje mi się, że Cephalotus bierze za pewnik jakoby każdy forumowicz miał dom z ogrodem i warunki do całorocznego przechowywania kapturnic na wolnym powietrzu. Podejrzewam, że posiadacze domów z ogrodem są jednak w mniejszości. Ponadto wydaje mi się, że gro osób uprawia jednak rośliny w doniczkach, nie na mini-torfowiskach. Postaram się wypunktować kilka rzeczy przemawiających na NIE, w oparciu o tekst Cephalotusa:

 

1. Kapturnice uprawiane w doniczkach nie powinny być zimowane na zewnątrz

 

2. Kapturnice nie wkopane do gruntu na początku okresu wegetacyjnego nie powinny być zimowane na zewnątrz

 

3. Kapturnice uprawiane w szklarni, mieszkaniu, na balkonie nie powinny być zimowane na zewnątrz

 

4. Siewki, młode kapturnice nie powinny być zimowane na zewnątrz

 

5. Dochodzą kwestie okrywania zimowego roślin i związanych z nim problemów

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agrowłóknina jest zimowa i wiosenna.Letnia idealnie pasuje do np.ogórków wczasie wczesnej wegetacji.Zimowa się sprawdza tylko i wyłącznie jak jest ciągle temperatura poniżej zera.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ptaah, ja już dawno temu pisałem o swoim negatywnym doświadczeniu związanym z zimowaniem kapturnic w doniczkach na zewnątrz w Polskich warunkach. Wniosek był już dawno temu przedstawiony, jako zły pomysł dla sporej liczby gatunków. Ten wniosek został upubliczniony i od lat widnieje w opisie hodowli kapturnicy, nie rozumiem dlaczego miałbym w tej kwestii się cyklicznie powtarzać. Opis powstał po stratach doświadczonych dwukrotnym zimowaniem kapturnic w doniczkach. W tej chwili eksplorujemy pełen potencjał mrozoodporności kapturnic, nie tylko na balkonie, w doniczkach. Celem tego jest poznanie nie doniczkowej czy ogólnie szklarniowej hodowli tych roślin, która stosowana jest znacznie dłużej, niż hodowla w przydomowym torfowisku.

 

Skoro jest już sprawdzona i potwierdzona wiedza w przypadku hodowli doniczkowej, szklarniowej czy zimowaniu choćby w lodówce, to po co zgłębiać coś, co już jest poznane i stosowane powszechnie. Moim celem jest poznawanie aspektów hodowli kapturnic w gruncie, czegoś, co nie miało praktycznie miejsca przed tym, jak sam zacząłem eksperymenty w tej tematyce, licząc się ze stratami, jakie mogę ponieść z tego powodu.

 

Dlatego uprzejmie proszę, aby nie przypisywać mi ograniczonego sposobu myślenia i błędnych założeń, bo ja doskonale wiem, że większość osób hodujących rośliny owadożerne w Polsce nie ma ogrodu, a jeszcze mniej posiada szklarnię. Wydawało mi się, że z kontekstu moich wypowiedzi i udostępnionej wiedzy, można to wywnioskować. Natomiast te rozmowy są dla tych, którzy mają jednak ogród i chcieliby hodować w nim kapturnice, zamiast chować je do domu/piwnicy i zimować w kontrolowanych warunkach, ale mają obawy związane z możliwością straty swoich cennych roślin w ogrodzie. Mnie też nigdy nie zależało, aby innym ginęły ich rośliny, a oni realizowali dla mnie podstępnie podrzucone koncepcje na eksperymenty, które zgłębią dla mnie tajniki kapturnic. Zawsze pierwszy testuję, eksperymentuję, ryzykuję i ZAWSZE dzielę się swoimi doświadczeniami, wnioskami, obserwacjami i teoriami dla dobra ogółu. Mam nadzieję, że to jest dla wszystkich oczywiste, wiadome, widoczne? Bo chyba dało się to zobaczyć przez te wszystkie lata? Potrafię wyciągać poprawne wnioski z prowadzonych eksperymentów, przeprowadzanych możliwie poprawnie do posiadanych warunków. Wszystko robię nie po to, aby chwalić się, łechtać swoje ego cudzymi pochlebstwami, jakie to mam piękne rośliny i jestem genialny. NIE. Robię to wyłącznie dla ludzi, którzy chcieliby mieć podobne albo i lepsze efekty od moich, minimalnym kosztem i/lub nakładem pracy. Więc na prawdę proszę mnie nie demonizować i moich koncepcji, jakobym nie wiedział co innym polecam. Koncepcji, których nie wyssałem sobie z palca, na które mam ugruntowanie potwierdzenie nawet w literaturze, choć raczej niepolskiej. Nie zauważyłem, aby w Polsce ktoś chciał zbadać temat kapturnic na torfowisku przede mną. Jakoś nie rzuciły mi się czyjeś opisy, eksperymenty i wnioski przed wyprodukowaniem własnych. A jeżeli ktoś takowe miał, to dlaczego się nie dzieli tym dla dobra ogółu?

 

Od czasu, gdy dojechała mnie w życiu praca i nie mogę już rozwijać ani siebie w tematyce roślin, ani zdobywać dla innych nowych doświadczeń, przez te ponad 2 lata nie pojawiły się na forum jakieś rozwojowe rewelacje, a szkoda, bo bardzo na nie ciągle liczyłem, zważywszy, że są nie od dzisiaj osoby na forum zdolne do tworzenia praktycznej, sprawdzonej wiedzy. Jeżeli mi umknęły, to przepraszam i uprzejmie proszę, aby osoby, które wiedzą, gdzie one są, ułatwiły mi odrobinę życie i je podesłały na PW.

 

Wiedzy o rosiczkach bulwiastych nie rozpowszechniły i nie udostępniły osoby, które na lata przede mną hodowały je z sukcesem. Opis o dzbanecznikach, aby powstał dosłownie jakikolwiek to musiałem się długo dopraszać. O pigmejach ciągle nikt nic nie stworzył obszerniejszego, a mój eksperyment umarł w trakcie, zabity przez zaniedbanie, spowodowane przepracowaniem. Rozumiem, że nie ma chętnych, aby zgłębić tę wiedzę dla dobra innych? Szkoda. Ja nie rzadko, kierując się radami osób z sukcesami w hodowli jakieś rośliny, z którą ja nie miałem doświadczenia, najczęśniej nie potrafiłem powtórzyć tych sukcesów. Natomiast na powtarzalność moich doświadczeń u innych nie narzekam. Szczególnie ulubowałem sobie PW z zażaleniami, że coś się nie udało, a mój opis się nie sprawdził: "zrobiłem wszystko, jak było napisane, ale jedną rzecz zrobiłem totalnie po swojemu, wbrew opisowi i mi roślina nie porosła, Twoja wina." Tak, wszystko z jednym wyjątkiem. Tak standardowo wyglądają zażalenia słane do mnie na PW. Ale nie uważam, że opisanej przeze mnie wiedzy i doświadczeń nie da się udoskonalić. Jakoś nie zgłaszają się do mnie osoby z obserwacjami własnymi, abym dodał ich odkrycia do opisu i dopisał jako autora. Szkoda. Jeżeli moje opisy są jednak niezrozumiale napisane, ja je poprawię, nie mam jednak wpływu na czyjś brak umiejętności czytania ze zrozumieniem.

 

Jeżeli napisanie tego raz nie wystarczy, powtórzę: wiedzę, którą zdobywam, pozyskuję dla innych, nie dla siebie. Dlaczego więcej osób tak nie postępuje, choć absolutnie może i moim zdaniem powinno?

 

Twojemu punktowi 1. mówię: że to zależy, bo są gatunki, które można tak zimować, choćby S. purpurea, która jest mrozoodporna ponad granice możliwości mrozów tego kraju. Jednak szersza wiedza na ten temat nie jest jeszcze (w Polsce) dogłębnie poznana, a ponieważ dokonałeś uogólnienia, strasząc przy tym ludzi, mało kto będzie nawet chętny spróbować czegokolwiek w tym zakresie, zakładając z góry, że po prostu tak nie należy robić, pomijając opcję, że można tak robić w niektórych przypadkach. To forum nie składa się jedynie z amatorów bez doświadczenia ale i profesjonalistów z własnymi obserwacjami i wnioskami. Dlaczego głównie stajesz po stronie tej liczniejszej grupy, zniechęcając jednocześnie tę, która może być rozwojowa dla pozyskiwania wiedzy na temat roślin owadożernych? Ciągle brakuje mi Twoich relacji z tego jakie gatunki kapturnic zimowałeś, jakimi sposobami poza standardowymi to robiłeś, w którym momencie i przy jakich warunkach padły? Które przeżyły o ile jakieś przeżyły? No i najlepiej jeszcze jakby była dokumentacja zdjęciowa. Będziemy mogli w grupie usiąść do analizy Twojego, negatywnego z dotychczasowych opisów, doświadczenia na temat zimowania kapturnic w kontekście ich mrozoodporności. Proszę, przedstaw nam jakiś namacalny konkret.

 

W punkcie 3. zapomniałeś dodać: "o ile spełniają punktu 2." - w przeciwnym razie wprowadzasz innych w błąd, bo każdy z punktów jest niezależny od siebie, o ile nie wykażesz między nimi jakiejś zależności. W przypadku punktu 3. jest bezpośrednia zależność od punktu 2., gdyż jeżeli rośliny hodowane w szklarni, w mieszkaniu czy na balkonie zostaną stosownie wcześnie wsadzone do gruntu, aby mogły się w nim właściwie ukorzenić, mogą być zimowane w gruncie. To jest poprawnie przedstawiony mój wniosek. Wszystkie moje kapturnice pochodziły pierwotnie z hodowli szklarniowej, a posadzone na początku lata, przystosowały się do warunków zewnętrznych i zimowały w gruncie.

 

Twój punkt 5. - nie dochodzą kwestie okrywania na zimę, bo ja niczego nie okrywam w gruncie. Dopóki nie zgłębię tematu i nie zrozumiem, jaka okrywa jest w ogóle korzystna, a pozbawiona ryzyka, toteż nie będę jej proponował. Skoro, bazując na doświadczeniach innych osób, jest więcej ryzyka, jak korzyści ze stosowania okrywy, która być może jest poprawnie/błędnie wykonana, to proponuję brak okrywy. Nie wypowiadam się na temat okrywania roślin w doniczkach. Na tent temat niech wypowiedzą się osoby z sukcesami, ja nie posiadam własnych doświadczeń w zakresie okrywania kapturnic w doniczkach, a z nieokrywanymi mam negatywne doświadczenia, opisane dawno temu.

 

Punktom 2. i 4. - chwilowo mówię: TAK, dopóki nie uzyskam doświadczeń potwierdzających lub modyfikujących te punkty lub ktoś inny ich nie przedstawi.

 

Styg, dziękuję Ci za informację. Człowiek uczy się całe życie i głupi umiera.

 

W nowym roku złożę na forum ofertę. Zapłacę za kapturnice osobie, która posadzi je na właściwie skonstruowanym torfowisku. Właściwie = według moich, a nie własnych wytycznych. Rośliny wybierze sobie sama, na mój koszt i nie będą to 2-3 rośliny a reprezentatywna grupa. Potem będzie dokumentować ich zachowanie.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''Jak pisałem i S. flava var. rugelii czy S. oreophila będą ładnie wyglądać przy ilości światła 6h. Normalnej S. purpurea nie mam, więc nie mogłem się wypowiedzieć. Stąd starałem się nie generalizować.''

 

Dyskusje na temat potrzeb świetlnych danej rośliny należy poprzedzić analizą warunków, w jakich rośnie ona w naturze. Saracenia purpurea jest rośliną niską, która w naturze często ma ograniczony dostęp do światła przez inną roślinność. Tak samo jest przecież często z muchołówkami. Rośliny w naturalnym środowisku na torfowisku otrzymują minimum 6 godzin bezpośredniego słońca. I tyle często mają rośliny położone nisko. Rośliny pokroju flavy są wysokie, przez to mają dostęp do znacznie większej ilości bezpośredniego słońca. Dlatego one też wymagają więcej światła. Natomiast z moich obserwacji to się potwierdza. W warunkach, w których moja purpurea rosła pięknie, gdzie było te 6 godzin, flava radziła sobie marnie. Aż w końcu po prostu ją oddałem, bo szkoda męczyć roślinę.

 

''Widzisz, moja mama stosuje jakąś agrowłókninę na wiosnę, chroniąc swoje sadzonki warzyw przed przymrozkami, jeżeli zapowiadają jakieś spadki temperatur. W ciągu dnia właśnie w okresie ciepłych dni wiosennych pod nią jest po prostu jak w saunie.''

 

Tak jak wspomniałem, są różne agrowłókniny. Agrowłóknina zimowa, agrowłóknina do ściółkowania itd. Są też różni producenci i są różne jakości. Tania, sprzedawana na metry agrowłóknina nie nadaje się do zimowania roślin owadożernych. Są wysokiej jakość agrowłókniny firmy Agrimpex. Ich zimówka o rozmiarach 1,6mx5m kosztuje 17 zł i jest w paczkach. Agrowłóknina ta z względu na swoją strukturę - o czym pisze producent - zapewnia cyrkulację powietrza. Wszystkie ich agrowłókniny mają też stabilizację UV.

 

Natomiast każda agrowłóknina zaszkodzi, jeśli nie umie się z niej korzystać. Stosujemy ją tylko w sytuacjach, kiedy temperatury mogą zaszkodzić roślinie. W przypadku kapturnic nie ma sensu jej używać przy temp powyżej -5 stopni. Bo to nie jest temperatura, która może zabić saracenie. Właściwie to nie ma chyba nawet co okrywać do -10.

 

Co do zasad zimowania kapturnic na zewnątrz to są one proste. W ten sposób można zimować rośliny w gruncie, w dużych donicach na zewnątrz lub donicach wkopanych w grunt. Przede wszystkim żadne małe 15 cm doniczki. W samej donicy na 100 procent da się zimować saracenia purpurea, bo ona w naturze też rośnie na naszej wysokości geograficznej w Kandzie i potrafi rosnąć do połowy zalana, co oznacza, że zimą jest zamarznięta. Jeśli przyjrzymy się mapie występowania s.puruprea, to rośnie ona głównie w Kandzie i części Północnej USA blisko Kanady. Stanowiska na południu USA są znacznie mniejsze i rozproszone. W ogóle w US jest jej znacznie mniej niż w Kanadzie Dlatego też, purpurea jest (głównie) kanadyjską kapturnicą.

 

Do zimowania na dworze nadają się rośliny, które cały okres - od wczesnej wiosny - rosły już na dworze a nie w stabilnych warunkach jak w domu czy szklarni. I to też jest istotne.

Edytowane przez Piotr Browarski
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maćku, nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich mieszańców kapturnic, ale Twoje wyglądają, jakby gdzieś tam jednak z S. purpurea miały coś wspólnego, a te jednak są zdecydowanie odporniejsze od czystych gatunków czy mieszańców innych jak z S. purpurea. Tak jeszcze tylko zapytam lekkim off topem czy muchołówki Ci przeżyły,

Mieszańce z jakiegoś marketu (w opisie mrozoodporne do -15) Posadziłem na próbę w takim małym zbiorniku. Stały na zewnątrz od początku sezonu w doniczkach i w czerwcu zostały wsadzone we wspólny pojemnik.

Muchołówki padły 2 z 5. Te, które przeżyły długo odbijały.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.