Skocz do zawartości

Podlewanie kawą?


mrDIIL

Rekomendowane odpowiedzi

No fakt, ale jeszcze nie mam możliwości kupić tej ventraty, bo u mnie nie obi :( ale nie mówię, że nie zrobię tego, kiedyś tak, ale jeszcze nie...

P. S. To normalne, że ok. miesiąc po posadzeniu sadzonki ona (z ułamanym stożkiem wzrostu) puszcza o ok. 1,5 cm większy liść niż w ogóle był?

Edytowane przez mrDIIL
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 38
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

Zgadzam się z tym, co mówił wcześniej Cephalotus - te wasze "eksperymenty" jak na razie nie mają jakiegokolwiek ładu ani składu, nie wnoszą nic wartościowego, nie mają podstaw do ich przeprowadzania ani nic poza tym. To są robione po omacku i bez przygotowania testy, które nie przyniosą żadnych mierzalnych efektów. Miałoby to sens, gdyby naprawdę wygospodarować kilka(naście) niemal identycznych roślin rosnących w identycznych warunkach - wtedy dopiero po kilku miesiącach będzie można wyciągnąć jakiekolwiek wstępne wnioski. A jednorazowe podlanie pierwszej lepszej kapturnicy i zastanawianie się, czy wyrośnięcie większego o 1 cm kielicha to wpływ kawy czy nie, moim skromnym zdaniem tylko wprowadza tu niepotrzebny zamęt i śmieci forum.

 

Plus za chęci; chcecie, to eksperymentujcie - ale z odpowiednim podejściem i przygotowaniem.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Witam chciałem wtrącić słówko,mój kolega który uwielbia dzbaneczniki stosuje wywar z kawy od 4-5 lat stosuje na dzbankach Miranda i hookeriana.Dlaczego tylko na tych bo ma po kilka sztuk,wynik zaskakujący 2 dzbaneczniki Miranda podlewane z małą ilością kawy rosną szybciej i wytwarzają większe dzbanki niż te podlewane samą deszczówką.Pytałem skąd wie o kawie odpowiedział że w Hiszpanii gdzie mieszkał stosowali to właśnie w dzbanecznikach i cephaloptusach.Ja sam osobiście podlewam 1 miesiąc hookeriane naprawdę z małą ilością kawy sypanej gotowanej odstanej,odcedzonej przez gazę nie stwierdzam żadnej różnicy, tylko w cephaloptusie stan rośliny tak jak by się polepszył.Ale to może być efektem czegoś innego dlatego obserwuje cały czas rośliny.Na innych nie stosuje, choć spróbuje na kapturnicy pozdrawiam.Zdjęcie majowego dzbanecznika kolegi po półrocznym stosowaniu kawy,pełno włosów z zalążkami dzbanków bez doświetlania.

post-5308-1405501534.jpg

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Podlewanie roślin fusami z kawy jest jeszcze świeżym tematem na naszym forum, może warto go poszerzyć o inne odpadki gastronomiczne ?

Słyszałem, lub wyczytałem w sieci o podlewaniu wywarem z liści herbacianych, lub po ugotowaniu nie których warzyw typu marchew, ziemniaki, buraki. Podczas gotowania zawsze część składników odżywczych wytrąca się do wody. A co powiecie na spreparowany wywar ze skorupek jaj, te zawierają masę węglanu wapnia i inne pierwiastki, mógłby to być ciekawy i raczej korzystny eksperyment dla tłustoszy. Skorupkami często zasila się z powodzeniem przydomowe ogródki warzywne.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błagam, nie wydziwiajmy, doprawdy. Jak ktoś chce zapewnić jony wapniowe w dużej ilości, to od tego ma dolomit w sklepie ogrodniczym, a jak szkoda komuś kupować 5 kg za kilka zł, to może równie dobrze kupić szkolną kredę, białą. Nie wiem czy autor powyższego postu zdaje sobie sprawę, że rośliny owadożerne są nie bez powodu owadożerne i owszem, choć tłustosze i niektóre inne gatunki/rodzaje rosną w naturze na mineralnych podłożach, to chyba śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie rośliny owadożerne rosną na podłożach ubogich w łatwo dostępne składniki organiczne. Więc ziemniaki, buraki i marchewki to albo do jedzenia, albo odpadki na kompostownik, a od roślin owadożernych trzymajmy je z daleka.

 

Jak ktoś chce robić eksperymenty przydatne ogółowi, to jest mnóstwo gatunków, których hodowla nie jest w pełni rozpracowana/zrozumiana, lub wiedza na ten temat jest w grupie ekspertów, która się nimi nie dzieli. W ten sposób można mieć duży wkład w rozwój wiedzy na temat hodowli roślin owadożernych. Także osobiście gorąco polecam swoją eksperymentatorską energię kierować właśnie tam, a nie w kuchenne rewolucje z udziałem roślin owadożernych.

 

Aha... jak ktoś chce podlewać rośliny twardą wodą, czyli z węglanem wapnia, to polecam wodę kranową, najlepiej dostałą, żeby uszedł chlor i niczego w niej gotować nie trzeba.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podlewanie roślin fusami z kawy jest jeszcze świeżym tematem na naszym forum, może warto go poszerzyć o inne odpadki gastronomiczne ?

Słyszałem, lub wyczytałem w sieci o podlewaniu wywarem z liści herbacianych, lub po ugotowaniu nie których warzyw typu marchew, ziemniaki, buraki. Podczas gotowania zawsze część składników odżywczych wytrąca się do wody. A co powiecie na spreparowany wywar ze skorupek jaj, te zawierają masę węglanu wapnia i inne pierwiastki, mógłby to być ciekawy i raczej korzystny eksperyment dla tłustoszy. Skorupkami często zasila się z powodzeniem przydomowe ogródki warzywne.

Ale owadożery (a dokładniej ich korzenie) to co innego niż pomidory -_-

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błagam, nie wydziwiajmy, doprawdy. Jak ktoś chce zapewnić jony wapniowe w dużej ilości, to od tego ma dolomit w sklepie ogrodniczym, a jak szkoda komuś kupować 5 kg za kilka zł, to może równie dobrze kupić szkolną kredę, białą. Nie wiem czy autor powyższego postu zdaje sobie sprawę, że rośliny owadożerne są nie bez powodu owadożerne i owszem, choć tłustosze i niektóre inne gatunki/rodzaje rosną w naturze na mineralnych podłożach, to chyba śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie rośliny owadożerne rosną na podłożach ubogich w łatwo dostępne składniki organiczne. Więc ziemniaki, buraki i marchewki to albo do jedzenia, albo odpadki na kompostownik, a od roślin owadożernych trzymajmy je z daleka.

 

Jak ktoś chce robić eksperymenty przydatne ogółowi, to jest mnóstwo gatunków, których hodowla nie jest w pełni rozpracowana/zrozumiana, lub wiedza na ten temat jest w grupie ekspertów, która się nimi nie dzieli. W ten sposób można mieć duży wkład w rozwój wiedzy na temat hodowli roślin owadożernych. Także osobiście gorąco polecam swoją eksperymentatorską energię kierować właśnie tam, a nie w kuchenne rewolucje z udziałem roślin owadożernych.

 

Aha... jak ktoś chce podlewać rośliny twardą wodą, czyli z węglanem wapnia, to polecam wodę kranową, najlepiej dostałą, żeby uszedł chlor i niczego w niej gotować nie trzeba.

Autor ''powyższego postu'' sądził że to luźny temat w formie ciekawostki :) , nie naukowe wypracowanie magisterskie czy jakakolwiek reguła w uprawie roślin. Dla mnie podlewanie kawą, mlekiem dzbaneczniki czy inne owadożery jest takim samym offtopicem co nawożenie tymi skorupkami jaj czy jakimś innym wywarem organicznym. A jak widzimy to co nie którzy z naszego forum takie zabiegi stosują.

Z tym dolomitem to wielka prawda, od tego jest ten nawóz. Lecz skorupki jaj zawierają chyba ponad 25 pierwiastków i w porównaniu z nimi dolomit jest raczej ubogi, to tylko węglany wapnia i magnezu. Jakie warzywa byłyby bogatsze w mikroelementy ? Zasilane kilogramem skorupek jaj czy dolomitu ? Zawsze to jakaś szybka alternatywa właśnie dla roślin które mogą preferować bogatsze w minerały podłoża. A nawóz to nie tylko tona wapna, magnez i azot.

 

Dla dobrego eksperymentu potrzeba wiele poświęconego czasu, miejsca, materiału i jakiegoś dobrego planu :) bo bez tego to żaden eksperyment a zabawa. Dla tego mało kto się podejmuje takich wyzwań, nie każdego na to stać :).

 

''Rośliny owadożerne nie bez powodu są owadożerne'', ale to tylko alternatywa ewolucyjna nie jakiś ścisły wymóg roślin rosnących na takich terenach. Na tych samych glebach i siedliskach rosną, a nawet często przeważają inne gatunki, nie owadożerne. Do tego dodajmy że rośliny mięsożerne to nie jest grupa taksonomiczna, to zlepek różnych, mniej lub bardziej nie spokrewnionych ze sobą gatunków i rodzin zamieszkujących najróżniejsze siedliska na ziemi. Nie sądzę żeby w naturze gleby były tak jednorodne i stabilne biologicznie oraz chemicznie jak u nas w kwiaciarni :) czy w doniczce na parapecie.

Edytowane przez PO90
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czym innym jest puścić wodze wyobraźni, a czym innym zupełnie odlecieć do Nibylandii.

 

Nie wiem o jakim offtopicku piszesz PO90, ponieważ dyskusja w tym temacie toczyła się jak dotąd, zgodnie z jego tytułem.

 

Dolomit, to jest rodzaj skały i oferowany w sklepach Dolomit, jest w dalszym ciągu tą samą skałą, z tym, że kruszoną. Jeżeli jakaś firma, wsadzi go do plastikowych worków z napisem "nawóz wapniowo-magnezowy" bez dalszych modyfikacji poza skruszeniem, to w dalszym ciągu będzie to ten sam dolomit = skała. Co ja traktuję jako rodzaj podłoża, nie nawóz.

 

Przystosowanie ewolucyjne roślin owadożernych nie jest już dla nich alternatywą, a utrwaloną genetycznie cechą. Pozwoliło im to zająć pewną nie w pełni zdominowaną wcześniej niszę ekologiczną. Zupełnie nie widzę związku, że w obrębie tych samych ekosystemów rosną inne, nie mięsożerne rośliny. (Używanie wyrazu owadożerne zamiast mięsożerne jest formą przyzwyczajenia.) Dla takich roślin często nie jest to optimum, a pesymum. Są tam często zepchnięte przez silniejsze konkurencyjnie gatunki, podczas gdy dla roślin owadożernych jest to właśnie ich optimum.

 

Rośliny mięsożerne wyciągnięte z naturalnego ekosystemu, posadzone w podłożu zasobnym w łatwo dostępne składniki organiczne, a w przypadku niektórych rodzajów i gatunków, również mineralne, skończy się ich szybkim zgonem. Nawet moje próby "użyźnienia" podłoża dla tłustoszy garścią ziemi kwiatowej na kilka litrów pozostałego podłoża spowodowało, że tłustosze ledwo w niej żyły. A rośliny im towarzyszące były w siódmym niebie. Za to, w podłożu iście mineralnym tłustosze zaczęły rosnąć fenomenalnie. Owszem, mnóstwo innych roślin rośnie z roślinami owadożernymi w tym samym ekosystemie, ale ogromny procent z nich posadzone w żyznych podłożach pod kątem organicznym, będą rosły większe, szybciej, będą kwitły obficiej, ale często również szybciej dokonają żywota. Wiedzą i doświadczeniem nie jestem ograniczony wyłącznie do roślin owadożernych, stąd też mam szeroki pogląd na tą i inne grupy roślin. Patrzę na nie całościowo, nie fragmentarycznie. Jest zasadnicza różnica w zakresie tolerancji łatwo dostępnych składników organicznych przez rośliny mięsożerne, a im towarzyszące. Jak dotąd jeszcze nie natknąłem się na taką towarzyszącą roślinę, która swoimi wymaganiami ubogiego podłoża byłaby tak ściśle wymagająca jak jej sąsiedzka roślina owadożerna. Zapewne takie też istnieją.

 

Jeszcze słówko co do kawy. Jej ziarnom bliżej jest do kory drzewa, jak do miąższu warzyw. Stąd też gatunki, szczególnie nie rosnące na stricte ubogich podłożach, mogą taki dodatkowy element preferować. O ile fusy z kawy będą rozkładać się długo i stopniowo uwalniać swoje "składniki" do podłoża, w sposób możliwy do przyswojenia dla pewnej części roślin owadożernych, o tyle wywar z ugotowanej marchwi może zalać korzenie roślin owadożernych substancjami, które prędzej spożytkują saprofity, jak one same i w ten sposób bezpośrednio lub pośrednio zniszczą system korzeniowy danej rośliny owadożernej. To na chwilę obecną, jedyny luźny wniosek na temat kawy, na jaki mogę sobie pozwolić, bez szczegółowych badań.

 

Nie wiem czy wszyscy czytający ten temat zdają sobie sprawę, że we wszelkich poradnikach odnośnie hodowli jakichkolwiek roślin, kwestię nawożenia umieszcza się na końcu. Ma to swoje głębokie uzasadnienie w tym, że najpierw należy zapewnić danej roślinie optymalne warunki w zakresie podstawowych warunków hodowlanych, do których należą: podłoże, nawodnienie, temperatura (często także dobowa amplituda), nasłonecznienie (oświetlenie), a nawet wilgotność powietrza, ewentualnie okres spoczynku. Dopiero po zapewnieniu roślinie optimum w powyższym, można pokusić się o spotęgowanie pozytywnego efektu, poprzez nawożenie. Ponieważ taka ingerencja istotnie zaburza raz ustaloną równowagę, zapewniając dopływ składników mineralnych i/lub organicznych, łatwo dostępnych dla rośliny, które nie są dla niej obojętne. Roślina znajdująca się na krawędzi zakresu tolerancji pod kątem jednego z czynników podstawowych, przez taki zabieg może zostać wyrwana ze swojej równowagi i to odcierpieć lub zginąć. Dlatego o nawożeniu myśli się na końcu, nie na początku. Ci, co robią inaczej, po prostu nie potrafią hodować roślin.

 

Ktoś, kto się bawi żywą istotą, zamiast przeprowadzać rzeczowe eksperymenty albo jest niedojrzały, albo jest sadystą. Trzecią alternatywę sobie podaruję.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bez przyczyny, na stronach internetowych dot. są podane opisy hodowli, a w nich skład podłoża, wilgotność, temperatura i natężenie światła. Co do podłoża: Są to przez wiele lat sprawdzane i dobierane mieszanki, dzięki którym roślina już dostaje na wstępie więcej niż mogłaby mieć w naturalnym środowisku, ale nie na tyle by przeszkadzało to w prawidłowym rozwoju.

 

Pamięć mnie na pewno nie myli, więc przytoczę tylko przypadek jednego z forumowiczów, który dawno temu opisywał, jak zachowuje się muchołówka, podlana sokiem pomarańczowym. Okazało się że był to tylko jednorazowy wybryk, gdyż kilkuletni siostrzeniec tego forumowicza, podlał tą roślinkę sokiem. Długo nie trzeba było czekać na efekty, które wystąpiły 2 dni później, mianowicie zapleśnienie i grzybienie całego podłoża.

Mimo iż temat bardzo krótki - i w zasadzie nie wiadomo co się finalnie stało - jest wart przeczytania gdyż wypowiada się w nim Nwankwo nt. pożywek stosowanych w in-vitro, które w teorii mogłyby być wspomagaczem rozwoju roślin:

http://www.rosliny-owadozerne.pl/index.php...wanie+sokiem%27

Przykład ten nijak obrazuje oddziaływanie kawy, jednak pokazuje jakie mogą być skutki nieprzemyślanego działania, nawet chwilowego, a co dopiero, że roślina musi w tym żyć.

 

Swego czasu pojawił się również piękny artykuł o "godności roślin" (wart przeczytania - jak znajdę to wkleję). W zasadzie większość ludzi traktuje rośliny jak zwykły przedmiot. Przeprowadzając na nich swoje domowe eksperymenty. Czasem pełne sukcesów, czasem porażek, a czasem tak głupie że w oczy kole. Przykładem jest temat Karalucha dotyczący "Kiełkowania nasion w wodzie, soku z cytryny", a później miły być kolejno: cola, piwo, sok z cytryny i woda.

http://www.rosliny-owadozerne.pl/index.php...mp;hl=soku+coli

(Karaluch - nie gniewaj się za nazwanie tematu głupim, Bardzo cenie Twoje posty i wiedzę, jednak to może posłużyć jako dobry przykład w tej dyskusji).

 

Każde działanie z naszej strony, wywołuje reakcję w naszej roślinie i trzeba szukać tych najkorzystniejszych analizując wiedzę o roślinach owadożernych, doświadczenie, obserwacje i intuicję.

Teraz, wiedząc jak te rośliny stały się owadożerne, gdzie żyją w naturalnym środowisku, jakie mają składniki gleby, jakich związków nie przyswajają - a jakie tak, jaki mają klimat, wilgotność, temperaturę - możemy kombinować by polepszyć ich stan, nie odlatując tak w kosmos jak, podlewanie wodą z gotowanych marchewek, wieszając na każdym dzbanku krążki cebulowe lub robić muchołówce okłady z ogórka.

 

Jest jeszcze kilka innych tematów, o dodawaniu różnych składników do podłoży - wystarczy poszukać - jednak te tematy są oparte o doświadczenie i obserwacje, a używane dodatki posiadają cechy które faktycznie potrafiłyby w pełni usprawiedliwić słuszność ich użycia.

 

O ile kawa i skorupki jajek jeszcze w jakimś stopniu są przeze mnie akceptowalne i "mogące uchodzić" za pomocnicze - to już wywar z warzyw może posłużyć jedynie jako liche danie obiadowe.

 

Osobiście - cieszę się że żadnych nawozów nie stosuję. Wszystko co robię, to stosowanie się do wielu opisów hodowli, oraz porad bardziej zaawansowanych hodowców. Dzięki temu moje tłustosze nie siedzą w torfie i nie muszę się zastanawiać, czemu gniją im liście, tylko są posadzone w profesjonalnej mieszance wapiennej i rosną wzorowo ciesząc mnie i czasem Was, gdy wrzucę zdjęcie. Dzięki temu dzbaneczniki puszczają piękne dzbanki, bo obserwując ich niezadowolenie postanowiłem stosować mieszanki luźniejsze niż torf:perlit, bo dzięki poradom ekspertów dołożyłem do podłoża gąbeczkę, styropian, mech torfowiec, itd.itd.

 

Więcej nie możemy im zapewnić, niż doświadczenie i wiedza zdobyta przez lata. Pozostaje nam tylko odkrywać nieznane, na płaszczyźnie "udomowiania" nowych gatunków. I to nie tak, że weźmiemy jakąś do tej pory nieznaną rosiczkę i posadzimy ją dla eksperymentu w farbie olejnej - bo ma 2783457 związków które mogą pomóc, tylko poznajmy jej świat, pochodzenie, składniki gleby - po prostu z głową.

 

/Kurcze dziewczyna mnie zabije za spóźnienie.. mam nadzieje że jak to przeczyta to zrozumie :D

 

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.