Skocz do zawartości

Rozwój na kranówie


MzN

Rekomendowane odpowiedzi

Pytanie może nietypowe, ale jednak je zadam: ile czasu potrzeba żeby zepsuć sobie rosiczkę zwykłą wodą z kranu? (w tym przypadku D. Capensis, czyli podobno przypadek bardzo idiotoodporny)

 

Jakiś czas temu zmagałem się z atakiem glona, mchu i uciekającej ale jednak nawracającej pleśni. Jako jeden z liczniej podawanych sposobów na to było przełożenie do nowej doniczki z nowym podłożem. Tak też uczyniłem, ale w obawie że zrobię coś nie tak i się moje wzrastające z nasionek roślinki nie przyjmą, postanowiłem kilka sztuk zostawić na starym miejscu. 2 sztuki bardzo mi podziękowały za przesiadkę i rosną dorodnie.

 

Jednak rzecz rozbija się o te pozostałe na starej miejscówce. Wydawało mi się że i tak pewnie je ta pleśń zje i nie ma sensu się nimi jakoś specjalnie zajmować, choć były całkiem zdrowe i nie wykazywały chęci padnięcia przez pleśń. Uznałem że mogę dać doniczkę koledze, któremu się spodobały i też chciał mieć. Kolega raczej by nie przykładał większej uwagi do roślinek nawet gdybym go poinstruował jak się z nimi obchodzić. Byłem pewny że przy nim czeka je los picia kranówy do końca (krótkiego?) życia. Do odbioru nie dochodziło, więc postanowiłem zrobić eksperyment i sprawdzić jak długo pociągną na wodzie z kranu, skoro i tak je to czeka.

 

Operacje te miały miejsce w lipcu. Od tamtego czasu pleśń i glon znikły bezpowrotnie bez żadnej interwencji z mojej strony, mech się utrzymuje ale jest znikomy. Oczywiście błyskawicznie zaczęły się pojawiać wykwity minerałów, a choć jest już listopad, to rosiczki nie dość że żyją to się rozwijają i rosną. Kolega ostatnio odebrał doniczkę i się cieszył że są ładne i dużo większe niż poprzednio.

 

 

Jak to zatem jest że niektórzy nawet nie polecają wody demineralizowanej tylko destylowaną, kupować specjalne filtry? Był nawet jakiś wątek o podlaniu owadożera sokiem pomarańczowym i wszyscy zaraz kazali przesadzać do nowego podłoża. Może w moim przypadku eksperyment trwał zbyt krótko żeby rosiczki zmarniały, ale 4-5 miesięcy to raczej nie jest mało.

Co o tym sądzicie?

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mogę być szczery, to aż serce się kraja gdy czyta się tego typu tematu. Po co Ty w ogóle uprawiasz rośliny owadożerne? Jak widzę, jesteś na forum od maja, śledzisz je wystarczająco aby zauważyć sprawy takie jak prawidłowe podlewanie stosując wodę destylowaną/demineralizowaną/deszczówkę. Skąd Ci w ogóle przyszedł do głowy pomysł o testowaniu na roślinach wody z kranu? Miałeś atak pleśni i glonów (spowodowany zapewne dużą wilgotnością, przelaniem a dodatkowo złą wentylacją) i przesadziłeś część roślin, moje pytanie ... czemu nie wszystkie?

 

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od wielu czynników - od ilości soli mineralnych w wodzie, częstotliwości podlewania itp. To nie jest tak, że raz się podleje roślinkę wodą z kranu i ona od razu pada. Podlewasz roślinkę wodą, roślina pobiera wodę, woda odparowuje z rośliny i podłoża, ale sole i inne brudy, które są w wodzie, zostają i kumulują się w podłożu. Po pewnym czasie stężenie jest na tyle duże, że roślina zaczyna marnieć. Dotyczy to wszystkich roślin, nie tylko owadożernych. Jednak owadożerne są jednymi z najbardziej wrażliwych na stężenie soli w podłożu i u nich może to nastąpić bardzo szybko, w przeciągu kilku miesięcy intensywnego podlewania kranówą. A jeśli woda z kranu, chociaż jest wodą z kranu, jest dość miękka, to może to nastąpić na tyle późno, że prędzej roślinka dostanie większą doniczkę i nowe podłoże, niż obumrze.

Poza tym wśród owadożernych są rośliny różniące się zakresem tolerancji. Rośliny proste w uprawie, takie jak właśnie D. capensis, to jedne z najbardziej wytrzymałych bestii. Ale to, co odpowiada capensisowi, nie musi odpowiadać innym. Inne potrafią kaprysić i tracić listki już po kilkukrotnym podlaniu wodą z kranu. Między innymi dlatego przyjęło się, że podlewamy nasze pociechy wodą destylowaną, demineralizowaną, RO lub deszczówką.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spodziewałem się takiej reakcji, nie chcę zostać postrzeżony jako nieodpowiedzialny gówniarz który dostał od rodziców żywą zabawkę i nie wie jak się z nią obchodzić. Choć nie jestem ekspertem, pewne doświadczenie już posiadam, ponadto właśnie po to rejestruję się na forum żeby pogłębiać swoją wiedzę.

 

Nierzadko można się natknąć na odpowiedzi w stylu: spróbuj, poeksperymentuj, może się uda dotyczące różnej maści zagadnień (przesadzania, rozmnażania, czy stosowania jakichś eksperymentalnych dodatków do podłoża albo przeciw szkodnikom).

Żeby była jasność, nie chciałem moim roślinkom celowo szkodzić ani robić doświadczeń jak na królikach. Po prostu nie mogłem osiągnąć stabilnej zdrowej sytuacji w doniczce więc część przesadziłem, ale nie robiłem tego nigdy wcześniej i w razie gdyby się nie przyjęły, to nie chciałem zostać z niczym. Zostawiłem część z nich na starym miejscu gdyby jednak sytuacja się poprawiła. Trochę nie miałem miejsca na parapecie żeby trzymać te w "niekorzystnej sytuacji" ale szkoda mi je było wyrzucić, dlatego postanowiłem przekazać je koledze który chociaż przez jakiś czas by się nimi cieszył póki by nie padły. Uznałem że skoro on by je podlewał wodą z kranu to jeśli będę obserwował ten proces, sam się czegoś wartościowego nauczę.

 

Ostatecznie ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu rosiczki miały się bardzo dobrze, a sytuacja z podłożem się uspokoiła. Ja wiem że nie podlewa kranówą bo to owadożery zabija. Doskonale rozumiem że dla społeczności hodowców takie stwierdzenie jest tak oczywiste, jak powiedzenie żeby nie podcinać psom gardła bo od tego umierają. I ja też takim przekonaniu żyłem. Ale moje doświadczenie pokazało że tak nie jest do końca, albo przynajmniej w moim (specyficznym?) przypadku.

Wiem że wiele osób wręcz paranoicznie reaguje na podlewanie wodą z kranu, ale czy ktoś z was zauważył w praktyce negatywne efekty? Nie podważam teorii, bo ona się trzyma kupy, że słabe korzonki biorą tylko wodę a minerały sobie zdobywają na własną rękę, ale chciałem sprawdzić jak bardzo są one podatne na minerały w torfie. Czy wystarczy 2-3 razy podlać i zacznie więdnąć, czy da się to poratować. Jedyne co zauważyłem to trochę wolniejszy i słabszy wzrost, ale na prawdę nie spodziewałem się że będą żyły całe i zdrowe miesiącami.

 

Moje wrażenie jest takie (odniosę się przez analogię):

Wszyscy zgodnie mówią nowicjuszom "nie wkładaj palca do ognia bo się sparzysz i zrobisz sobie krzywdę". I wszyscy to akceptują, zgadzają się, przekazują tą wiedzę innym i nie wkładają palca do ognia. Ale gdy ktoś jednak włożył palec i zobaczył że jest ciepły, może trochę szczypie, ale nie wyrządza krzywdy. I trzyma go dłużej bo myśli że może trzeba tak potrzymać żeby coś więcej się stało a tu bez zmian.

 

Dzięki natalia.t

Myślałem że woda z kranu jest właśnie bardzo twarda gdyż wszyscy tak przed nią ostrzegają od hodowców, aż do producentów pralek, no i widać po czajniku ;)

Twoje słowa potwierdzają moje obserwacje, nie wiedziałem że musi dojść do odpowiednio wysokiego stężenia minerałów w podłożu. Czy w razie takiego przypadku można by jakoś próbować je stopniowo wypłukać/zmniejszyć ich ilość np. lejąc destylkę z góry żeby przejmowała te sole i wypływała z nimi dołem?

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na początku swoją muchołówkę trzymałam w jednej doniczce, bez zmiany podłoża, podlewałam przegotowaną wodą z kranu. Wszystkie muchołówki, które mam teraz, są jej potomkami ;) Czyli przeżyła tyle czasu, w tym samym podłożu, podlewana nieodpowiednia wodą, do czasu, kiedy zaczęłam się nia bardziej interesować, więc jakieś trzy lata!

Ja bym powiedziała tak - niech pierwszy rzuci kamień, kto nigdy nie podlał owadożernej roślinki wodą z kranu. :D Oczywiście mam nadzieję, że trochę tych kamieni poleci, ale jeśli nie to wcale się nie zdziwię...

Ja podlałam, i to nie raz, kiedy deszczu nie było, a w sklepie też ciężko było wodę dostać. Wtedy wolałam jednak raz czy dwa podlać gotowaną wodą z kranu, niż ususzyć rośliny. Jednak tak jak pisałam - każda roślina inaczej reaguje. Capensis zniesie dużo, inne nie muszą. Jak ktoś się sparzy raz czy dwa, to się nauczy, że lepiej dmuchać na zimne. Ale po co ktoś ma się parzyć, skoro coś już wiadomo?

Co do eksperymentowania - akurat woda z kranu, ziemia do kwiatów i brak słońca były już tyle razy testowane, że nie trzeba już więcej eksperymentów. To tak, jakby cały czas ktoś sprawdzał, czy ziemia jest okrągła...

 

Nie wiem, czy takie płukanie coś by dało. Może trochę tak, ale czy warto tak się bawić? Lepiej przesadzić roślinkę do czystego podłoża i jednak unikać podlewania kranówą.

Edytowane przez natalia.t
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawie wszyscy decydujący się na uprawę roślin o specyficznych wymaganiach (i znający je) zakładają, że będą się nimi zajmować bardzo długo. Spodziewają się, że doprowadzą do kwitnienia, wydania nasion, siewu, kiełkowania, wymiany nadwyżek, itd, itp, w związku z tym nie eksperymentują, tylko w miarę możliwości zapewniają im optymalne warunki. Dlatego nie spodziewaj się odpowiedzi typu - mój capensis nie padł po 11 miesiącach podlewania kranówką, ale nie wytrzymał temperatury - 18`C.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje wrażenie jest takie (odniosę się przez analogię):

Wszyscy zgodnie mówią nowicjuszom "nie wkładaj palca do ognia bo się sparzysz i zrobisz sobie krzywdę". I wszyscy to akceptują, zgadzają się, przekazują tą wiedzę innym i nie wkładają palca do ognia. Ale gdy ktoś jednak włożył palec i zobaczył że jest ciepły, może trochę szczypie, ale nie wyrządza krzywdy. I trzyma go dłużej bo myśli że może trzeba tak potrzymać żeby coś więcej się stało a tu bez zmian.

Jak już mowa o ogniu, to proponuję potrzymać palec w ogniu na tyle długo, aż przestaniesz cokolwiek czuć, wtedy już nie ma sensu martwić się palcem, bo go stracisz.

 

Człowiek najlepiej uczy się na błędach, tylko po co koniecznie na własnych? Ktoś na pewno dokonał tego eksperymentu, który zrobiłeś, ale w sposób nieświadomy. Jaki jest sens robienia czegoś, co ktoś zrobił, tylko że przypadkiem? Czynienie tego typu eksperymentów, kiedy ogólna wiedza mówi, że to szkodzi roślinom, jest z pogranicza sadyzmu. Zamiast podlewać roślinę kranówką, wystarczyło spytać ludzi na forum czy ktoś kiedyś podlewał swoje rośliny w ten sposób, a natrafiłbyś na osoby, które robiły to długotrwale i mają swoje spostrzeżenia na ten temat. Włącznie ze mną, bo kiedy ja zaczynałem hodować rośliny owadożerne w Polsce było prawie zero wiedzy w tej materii i mam swoje obserwacje związane z pojawianiem się wykwitów minerałów i ich szkodliwości na mniejsze i większe rośliny.

 

Tylko po co pytać ludzi i od razu poznać odpowiedź, skoro można samemu się zabawić? Właśnie tego nie rozumiem i to mnie bulwersuje w tej sytuacji. Także nie tłumacz się, że byłeś ciekaw jak to jest postąpić wbrew temu co mówią inni i pozyskać nową wiedzę, bo niczego nowego nie odkryłeś.

 

Ja też eksperymentuję ze swoimi roślinami, czasami mordując część z nich, ale wytyczam w ten sposób marginesy obecnej wiedzy, a nie odtwarzam to co już jest znane.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu - zadbaj o te capensisy. Czy są u kolegi, czy u Ciebie. Zrób to jak należy.

 

Oczywiście muszę się z Tobą zgodzić, że powielamy wiedzę, której nie sprawdzamy sami, ale analogicznie wszyscy wpajają nam byśmy nie zabijali - i nie robimy tego w żaden sposób, testując lub próbując "obejść" to prawo.

Mając kota nie karmimy go psią karmą, a do baku w samochodzie nie lejemy wody. I puki do baku leje się benzynę, kot dostaje kocie chrupki i nie zabijamy - tak rośliny owadożerne powinny dostać to co im do życia niezbędne. Wyżej wytłumaczyli Ci dla czego "kranówka" nie pasuje.

 

Teraz jest Ci prosto "eksperymentować" na D. capensis (którego uwielbiam) bo jest tani i "twardy". Inaczej postąpiłbyś z roślinami owadożernymi - tymi z najwyższej półki i tymi najdroższymi. Na następny raz, gdy postanowisz zrobić eksperyment, zadaj sobie pytanie: "czy dokładnie to samo zrobiłbym z rośliną za 300zł?". Kiedyś, już pisałem o tym, lecz warto wspomnieć: Poszerzanie horyzontów wiedzy, musi być poparte jakimiś obserwacjami i znajomością gatunku i jego otoczenia, oraz mieć jakąś drogę przyczynowo-skutkową, gdzie "coś"-efekt, wynika z "czegoś"-analizy i dotychczasowej wiedzy.

 

W Twoim przypadku samo założenie "ile wytrzyma roślina" - jest negatywne, dąży do spadku kondycji i rozwoju rośliny oraz z góry zakłada tendencje do wyniszczenia organizmu, więc nie dziw się, że wielu ludzi uważa Twój "eksperyment" jako szczeniacki wybryk - ja tak uważam, co gorsza - nie jest robiony z niewiedzy, lecz mimo niej.

 

Pozdrawiam i proszę - zadbaj o te rośliny i.... Dla czego w ogóle chcesz ją dać komuś, kto "i tak by o nią nie dbał" ?!?! To chyba najgorsze. W końcu nie oddałbyś swojego psa lub kota komuś, kto nie będzie ich w ogóle karmił.

 

Patryk

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że się wtrącam, jednak chciałem zabrać kilka słów na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji. Otóż ja swoje rośliny w szklarni podlewam tylko i wyłącznie wodą wodociągową z powodu dużej ich ilości (destylówka kosztowałaby majątek). Na żadnym z moich okazów nie odnotowałem do tej pory żadnych negatywnych skutków - wszystkie intensywnie rosną i kwitną. "Kranówką" podlewam wszystkie kapturnice, tłustosze, cefalotusy, rosiczki (afrykańskie, binata, filiformis) i muchołówki. Wodą wodociągową nie podlewam jedynie heliamfor, południowoamerykańskich rosiczek i pływaczy epifitycznych - te rosną w terrariach, a powodów używania wody demineralizowanej w ich przypadkach jest kilka. Wolę nie dopuścić do wykwitu minerałów na liściach heliamfor, bromelii i mchach, które często zraszam, poza tym niektóre mchy są bardzo wrażliwe na podwyższone pH. Zraszacze oraz zamgławiacz napełniam zawsze wodą demineralizowaną aby nie dopuścić do zatkania i zmniejszenia wydajności tych urządzeń. A skoro "czysta" woda jest pod ręką, to i leję ją do roślin.

 

Tak oto wygląda sprawa nawadniania moich roślin. Jak jednak wiadomo - woda wodzie nierówna :)

Edytowane przez Ptaah
Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak jednak wiadomo - woda wodzie nierówna :)

I to jest chyba puenta tego tematu. Podobny problem tyczy się wody deszczowej, szczególnie z terenów silnie uprzemysłowionych, stąd też regularnie powtarzam regułkę "można podlewać wodą deszczową o ile nie pochodzi się z terenów silnie uprzemysłowionych." Ponieważ trudno ustandaryzować wodę kranową i trudno nakazać każdej osobie testowania jej na twardość i obecność różnych wytrącalnych składników, nie jest ogólnie polecana.

 

W przypadku wody Żarskiej, najwyraźniej ma ona znaczne ilości minerałów, które chętnie osadzają się na pigmejkach, na siewkach i na rosiczkach rozetowych. Powodując zamieranie stożka wzrostu, ponieważ uniemożliwiają nowym liściom rozwiniecie się. Przede wszystkim tworzą skorupę, która mechanicznie uniemożliwia roślinie wzrost. Mechaniczne usuwanie ich ze stożków wzrostu czasowo rozwiązuje problem, ale przy dziesiątkach roślin jest to syzyfowa praca.

 

Poza tym osadzone minerały na powierzchni podłoża uniemożliwiają nowym korzeniom zakorzenienie się w podłożu, gdyż uszkadzają stożek wzrostu korzenia. Dzieje się tak głównie w przypadku D. capensis oraz rosiczek pigmejskich.

 

Minerały niewiele szkodzą muchołówkom i kapturnicom, natomiast zupełnie nie szkodzą większości tłustoszy, przede wszystkim meksykańskim, które mogą rosnąć na podłożach zasobnych w jony wapniowe.

 

Tak wyglądają moje doświadczenia z wodą kranową z początków mojej hodowli. Dopiero podlewanie deszczówką (jako, że mam ją dość czystą) czy wodą destylowaną/demineralizowaną lub z filtra RO, wyeliminowała te problemy z mojej hodowli na dobre.

 

Na podstawie tego co zostało powiedziane na wstępie: "woda wodzie nierówna", nie możliwe jest polecanie czegoś, co może być mocno zmienne.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.