Umierać z godnością i Mazurkiem Dąbrowskiego na ustach. No i cieszyć się idealną cerą przez najbliższe trzy tysiące lat.
A mniej fatalistycznie - tak jak przy topieniu się; przede wszystkim nie podnosić rąk do góry (wtedy idzie się na dno). Przeciwnie; rozłożyć ręce na boki, żeby stawiały opór grawitacji. Nie panikować, starać położyć się "na Małysza" trochę i wykonywać ruch podobny do tego, podczas pływania. Jeśli masz towarzysza to podać mu wcześniej wspomniany kij (lub on musi podać Tobie) lub cokolwiek innego (pasek, mocna kurtka, ogon dinozaura, jeśli odpowiednio duży). Nie szamotać się przede wszystkim i próbować rozłożyć ciężar ciała do przodu - dzięki temu łatwiej się wydostać, a stojąc pionowo najszybciej idziesz pod pło (grawitacja robi swoje). Znajomy, który też chodzi po bagnach opisywał przypadek jeżący łzy na karku, gościa, który wpadł pod pło cały. Zachował jednak zimną krew, wstrzymał powietrze w płucach, zamiast marnować je na darcie się, poszukał prześwitów w ple, włożył w nie ręce i z całej siły rozszarpał. Udało mu się wydostać, ale ponoć trwało to długo (był sam).