Rosiczki nie potrzebują żywego pokarmu. Dokarmiać można naprawdę wieloma "pokarmami". Co do zatrzęsienia much to owszem, ale jeśli ktoś mieszka na 10 piętrze to bywa z tym różnie (no chyba że ma ziemiórki;) Ważne żeby to "coś" było białkowe (tj. najlepiej). Z własnych doświadczeń mogę polecić, oprócz pokarmu dla ryb, żółty ser (ot, taki eksperyment inspirowany youtube). Nieźle widać proces trawienia i rozpuszczający się ser... Sprawdzone na "goudzie". Ja kieruję się zasadą, że jeżeli położę coś na liść a on się złoży (choćby czułki) to może służyć za nawóz. Naprawdę bywa tak, że owadów nie ma (wysokie piętro, południowa strona, 50 stopni na parapecie). Co do krewetek, to oczywiście że mogą być i nie muszą się ruszać (możesz je zmiażdżyć i zrobić z nich kulki, to bez znaczenia). Mechanizm jest prosty: chitynowy pancerzyk krewetki + wydzielina komórek gruczołowych -> sygnał dla komórek wydzielających enzymy trawienne ( z rozpuszczonego i wchłoniętego związku) -> uruchomienie głównego procesu, zamknięcie liścia i co tram chcecie -> trawienie, wchłanianie, wzrost;)
tak w telegraficznym skrócie. Pozdrawiam.