
natalia.t
Forumowicz-
Liczba zawartości
556 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Gallery
Zawartość dodana przez natalia.t
-
8-14 stopni to właśnie taka temperatura, że kapturnice i muchołówki mogą jeszcze spać albo już się budzić, niestety. I nie ma znaczenia, czy kapturnica już się wyspała czy nie. Utnij pęd i zostaw w tamtym pomieszczeniu. Może jeszcze roślina się opamięta i pójdzie dalej spać.
-
Daj jej któregoś dnia tyle wody, ile może wciągnąć, do oporu, tzn. aż woda przestanie znikać z podstawki, nadmiar odlej i wtedy zobacz jak szybko wysycha. Ogólnie torf to ogromny magazyn wody, nawet jeśli z wierzchu trochę przysycha, to zazwyczaj 4cm głębiej jest jeszcze bardzo mokry. Sprawdź jak ciężka jest doniczka. Ja tak często sprawdzam ilość wody podczas zimowania, jeśli podłoże przysycha z wierzchu albo jeśli jest zamarznięte. Pewnie trudno będzie ci na początku oszacować ile może być tam wody, ale przynajmniej spróbuj i ucz się. Wg mnie to dobry sposób, żeby rośliny nie przelać i nie wysuszyć W jakiej temperaturze zimujesz? Czy oby na pewno 9 stopni? Zamarznięty torf wygląda jakby był suchy jak pieprz, warto to wziąć pod uwagę. Jednak muszę przyznać, że torf w doniczkach z marketów jest jakiś inny niż ten, do którego ja sadzę. Mniej ubity, luźniejszy, bardziej gąbczasty, wchłania mniej wody. Któregoś razu o mało nie wysuszyłam kupionej w markecie kapturnicy. Gdy rośliny sadzone przeze mnie dobrze się trzymały w lekko wilgotnym torfie, kupna kapturnica już skręcała listki siedząc w suchej i lekkiej bryle. Przeżyła zimowanie, jednak musiałam ją podlewać co tydzień, gdy moim roślinom wystarczało raz na 3 tygodnie.
-
Jak ją podlewasz? Czy po podlaniu torf jest zupełnie mokry? Bo jeśli dajesz jej tylko naparstek wody i tylko zwilżasz torf z wierzchu to nic dziwnego, że po 4 dniach będzie sucho. Jednak jeśli podlewasz do podstawki i torf jest zupełnie nasiąknięty, to jakoś trudno mi uwierzyć, że tak szybko wysycha Coś jest zdecydowanie nie tak.
-
Hahahah, niech mnie ktoś podniesie z podłogi.
-
Nie polecam bić tego owada kapciem lub gazetą. Czymś innym też. Śmierdzi okropnie.
-
Biedronko, a wystawiałaś go gdzieś, gdzie mógłby mieć więcej światła? Jak już było powtarzane wiele razy, wpływ na pewno mają czynniki genetyczne, co widać np. u mojego cephala, kiedy wybarwia się już w kwietniu, kiedy jeszcze stoi na oknie, gdzie podobnie jak u Biedronki ma tylko kilka godzin dziennie. Jednak kiedy zaczyna całymi dniami wygrzewać się na dworze, gdzie w dzień ma słońce i ciepło, w nocy spadki temperatur, to nabiera kolorów takich jak wyżej. Nie zamierzam zwiększać ilości oświetlenia o więcej niż 1-2 godziny niż teraz (teraz jest 4-5 godzin). Poza tym nie zamierzam mu również zmieniać temperatury na cieplejszą niż teraz, a wręcz liczę na to, że jak będzie zimniej na dworze, to i przy oknie temperatura spadnie do tych 8-12 stopni. Wydaje mi się, że jeśli uda mi się osiągnąć taką temperaturę na parapecie to 6 godzin naturalnego oświetlenia plus 5 godzin sztucznego będzie wystarczająco. Oczywiście zależnie, jak rośliny na to będą reagować, bo o ile capensisy zauważyły już zmianę w oświetleniu, cephal nabiera rumieńców, to helka ma to jeszcze głęboko w kielichach.
-
Pisałam w poście wyżej, że temperatura była mierzona pod świetlówką. Od jakiegoś tygodnia wszystkie rośliny na parapecie (w tym ten cephal) są doświetlane od godziny 16 do 21 świetlówką osram fluora. To zdjęcie akurat było robione pod koniec sierpnia, więc wybarwienie jest efektem letniska na działce, gdzie roślinka była od maja do końca września, od wschodu do zmierzchu na bezpośrednim słońcu. Jednak mój cephalek zawsze ładnie się wybarwiał, nawet już na południowo-wschodnim parapecie zaczynał się czerwienić, wtedy jeszcze bez doświetlania. Nie wiem skąd wniosek, że dodawałam glinkę. U mnie jest tylko torf z drobnym żwirkiem w proporcji 3:1, gdzie torf jest już nieprzyzwoicie zbity. Ale na wiosnę planuję wielkie przesadzanie.
-
Ja nie będę czekać na mrozy, żeby zobaczyć wybarwienie Nie wiem czy to max czy nie, ale czasami sobie myślę, że fajnie by było, gdyby jednak były troszkę bardziej czerwone, a nie takie purpurowe...
-
Na zdjęciu wygląda na dość mokre, ale jak na 3 tygodnie to może być ok... I zależy co rozumiesz przez "nieźle wysuszone".
-
W jakiej temperaturze zimujesz? Po 1. jeszcze bardziej ogranicz podlewanie. Podłoże ma być tylko lekko wilgotne, tzn. nie suche i twarde jak skorupa, ale też nie mokre na tyle, że po dotknięciu masz mokry palec. Ma być ładne brązowe, sprężyste, ale ma się nie kleić do palca po dotknięciu. Zbyt mokre podłoże może powodować pleśnienie i gnicie pojedynczych części, a czasami całej rośliny. 2. Wszystkie Twoje muchołówki dobrze znoszą zimowanie. To, że tracą kilka liści nie jest niczym złym. Po prostu starsze liście obumierają, a podczas zimowania zachodzi to intensywniej niż wiosną i latem. Poza tym wzmożone obumieranie starszych liści jesienią często jest sygnałem, że roślina wchodzi w stan spoczynku. 3. Pułapkę z pleśniejącą muchą możesz obciąć, ale najlepiej samą pułapkę. Reszta liścia może zostać.
-
W tamtym roku dwie rośliny (cefale oczywiście) z 5 mi padły, więc w tym roku wolę unikać mrozów -15 i mniej. Wczoraj zmierzyłam te 15 stopni na parapecie przy włączonej świetlówce, więc myślę, że jak na zewnątrz zima się jeszcze trochę rozkręci, to przy oknie będzie jakieś 6-12 stopni - bezpiecznie i odpowiednio dla cephala. Tym bardziej, że moje cephalotusy to nie są jeszcze pancerne olbrzymy, które zniosą takie warunki, które znoszą np. dorosłe muchołówki... W taki sam sposób zamierzam zimować malutką sadzonkę muchołówki, siewki kapturnicy purpurowej, rosiczkę D. binatę, tłustosze i jeszcze kilka, które wymagają zimowania, ale są zdecydowanie zbyt młode lub zbyt wrażliwe na bardzo niskie temperatury, aby być na mrozie.
-
Ja też złagodzę im zimowanie, przezimuję na parapecie w nieogrzewanym pokoju, gdzie w tej chwili, kiedy na zewnątrz jest -1, na parapecie ok 15cm od okna jest 15stopni, więc zimą kiedy będzie -10 powinno być w sam raz. Jednak przede wszystkim wymienię podłoże na bardziej przepuszczalne, a przede wszystkim nowe. Chciałabym, żeby szły w większy rozmiar i większą liczbę dzbanków, a nie tylko w mniejszą liczbę liści. Myślę, że słońca mają tyle ile trzeba, widać po kolorach, tego im raczej nie brakuje, jednak na pewno coś im nie pasuje, skoro nie są tak bujne, jak widzę na większości zdjęć...
-
To może chodzi o zbicie, gęstość podłoża? Mój cefal rośnie w już dość mocno zbitym torfie ze śladową ilością żwirku i tylko wczesną wiosną widuję liście asymilacyjne, które usychają kilka dni po wystawieniu na otwartą przestrzeń, gdzie mają słońce od rana do nocy. Na wiosnę mam zamiar go przesadzić, więc zobaczę, jak zmieni się jego wzrost w niby lepszej mieszance. Jednak przez te dwa sezony widziałam u niego może kilkanaście zielonych listków, potem wypuszcza same dzbanki. Z tym, że to są małe dzbanki. Po dwóch sezonach największy dzbanek, którego się doczekałam, ma długość ok 1,5cm.
-
Gdybym ja robiła coś takiego, to bym jednak zostawiła większe odstępy między półkami, żeby nie zaciemniały się wzajemnie. Jednak na zimę chyba może być tak gęsto, słońce trochę niżej... Jak planowałam coś podobnego na cały rok, nie tylko na zimę, to mi wychodziło, że żeby półki nie były w cieniu wyższych półek w letnie południe, to półki o szerokości 30cm musiałyby być w odstępach minimum 45cm.
-
Ja na początku swoją muchołówkę trzymałam w jednej doniczce, bez zmiany podłoża, podlewałam przegotowaną wodą z kranu. Wszystkie muchołówki, które mam teraz, są jej potomkami Czyli przeżyła tyle czasu, w tym samym podłożu, podlewana nieodpowiednia wodą, do czasu, kiedy zaczęłam się nia bardziej interesować, więc jakieś trzy lata! Ja bym powiedziała tak - niech pierwszy rzuci kamień, kto nigdy nie podlał owadożernej roślinki wodą z kranu. Oczywiście mam nadzieję, że trochę tych kamieni poleci, ale jeśli nie to wcale się nie zdziwię... Ja podlałam, i to nie raz, kiedy deszczu nie było, a w sklepie też ciężko było wodę dostać. Wtedy wolałam jednak raz czy dwa podlać gotowaną wodą z kranu, niż ususzyć rośliny. Jednak tak jak pisałam - każda roślina inaczej reaguje. Capensis zniesie dużo, inne nie muszą. Jak ktoś się sparzy raz czy dwa, to się nauczy, że lepiej dmuchać na zimne. Ale po co ktoś ma się parzyć, skoro coś już wiadomo? Co do eksperymentowania - akurat woda z kranu, ziemia do kwiatów i brak słońca były już tyle razy testowane, że nie trzeba już więcej eksperymentów. To tak, jakby cały czas ktoś sprawdzał, czy ziemia jest okrągła... Nie wiem, czy takie płukanie coś by dało. Może trochę tak, ale czy warto tak się bawić? Lepiej przesadzić roślinkę do czystego podłoża i jednak unikać podlewania kranówą.
-
Wszystko zależy od wielu czynników - od ilości soli mineralnych w wodzie, częstotliwości podlewania itp. To nie jest tak, że raz się podleje roślinkę wodą z kranu i ona od razu pada. Podlewasz roślinkę wodą, roślina pobiera wodę, woda odparowuje z rośliny i podłoża, ale sole i inne brudy, które są w wodzie, zostają i kumulują się w podłożu. Po pewnym czasie stężenie jest na tyle duże, że roślina zaczyna marnieć. Dotyczy to wszystkich roślin, nie tylko owadożernych. Jednak owadożerne są jednymi z najbardziej wrażliwych na stężenie soli w podłożu i u nich może to nastąpić bardzo szybko, w przeciągu kilku miesięcy intensywnego podlewania kranówą. A jeśli woda z kranu, chociaż jest wodą z kranu, jest dość miękka, to może to nastąpić na tyle późno, że prędzej roślinka dostanie większą doniczkę i nowe podłoże, niż obumrze. Poza tym wśród owadożernych są rośliny różniące się zakresem tolerancji. Rośliny proste w uprawie, takie jak właśnie D. capensis, to jedne z najbardziej wytrzymałych bestii. Ale to, co odpowiada capensisowi, nie musi odpowiadać innym. Inne potrafią kaprysić i tracić listki już po kilkukrotnym podlaniu wodą z kranu. Między innymi dlatego przyjęło się, że podlewamy nasze pociechy wodą destylowaną, demineralizowaną, RO lub deszczówką.
-
Oj, może być uszkodzony, może. Akurat w tym miejscu pewne nerwy przebiegają dość powierzchownie, można dziabnąć je igłą. Z regeneracja to wszystko zależy od stopnia uszkodzenia. Całkowicie przerwany trudno się regeneruje, często w ogóle. Ale uszkodzone częściowo, jeśli nic na nie nie naciska, regenerują się, ale trwa to tygodnie, czasami miesiące. Ja polecam jednak wizytę u lekarza i duuużo cierpliwości. No i życzę powodzenia
-
Uszkodzenie nerwu przy pobieraniu krwi często się zdarza. I nerwy też się regenerują, tyle że duuuużo wolniej niż inne tkanki. Na pocieszenie powiem, że jak czucie nie jest zaburzone, wszystkie mięśnie pracują jak trzeba, a "tylko" boli, to jest bardzo dobrze. Jednak i tak powinieneś iść do lekarza. Nie wiem co ci może na to poradzić, ale na pewno warto spróbować. Może wyśle na rehabilitacje, może da jakieś leki, a może zaleci czekać, aż samo minie, ale przejdź się, w końcu skoro ci to tak przeszkadza, że aż piszesz o tym na forum o roślinach owadożernych i łykasz silne leki przeciwbólowe, to masz prawo skorzystać z porady lekarskiej.
-
Cephalotus - przesadzić czy nie?
natalia.t odpowiedział kamil95 → na temat → Inne rośliny owadożerne
Według mnie możesz zostawić. Nawet lepiej nie przesadzać go teraz, bo teraz nie pora na przesadzanie. Chyba, że zamierzasz go intensywnie doświetlać zimą, to przesadzanie mu nie zaszkodzi. Jeśli nie będziesz przesadzał, to uważaj z podlewaniem. Możliwe, że teraz rośnie w samym torfie, a przy takim podłożu i przy takim tłoku w doniczce łatwo o gnicie, więc lepiej uważać, żeby nie stał cały czas w wodzie. -
Ta rosiczka wykiełkowała poprzedniej wiosny? Mam nadzieję, że moje tegoroczne siewki też sobie poradzą i będzie mi dane je zobaczyć wiosną wychylające się z torfu jak dżdżownica. ;D
-
Nie wiem, czy dla red-greena to dużo czy mało, ja jak na razie miałam do czynienia tylko z regularami. Zimować może zimują, ale według mne nie liczy sie tylko to, czy było jakiekolwiek zimowanie, ale również to, jakie to zimowanie było. Moje zimują w temperaturze -5 - 10 i ciągle uważam, że jeśli ktoś ma możliwość stworzyć takie warunki, to powinien zimować w takich warunkach.
-
No ok, ok, już rozumiem Ale akurat dorosłe osobniki to znajduje, i to wcale nie tak bardzo głęboko
-
A ja nieco złośliwie, ale również ze względu na ciekawość, na pytanie odpowiem pytaniami - czy w naturze kiełkowalność wynosi co najmniej 90%? Ze wszystkich siewek powstają dorosłe osobniki? Czy jeśli w naturze ze stu rozsianych nasion powstanie 10 dorosłych osobników to dobrze czy źle? A taki wynik otrzymany w hodowli to zadowalający wynik? Artykuł czytałam nie raz i nie dwa, ale dziś znów zajrzałam i znalazłam ciekawe zdanie: "Jest ona [Drosera anglica] w pełni przystosowana do konkurowania z nimi i zawsze będzie na ich wierzchu." Domniemam, że moje rosiczki po prostu nie przeczytały artykułu i nie wiedzą jak mają się zachowywać. Już idę na balkon streszczę im, żeby wiedziały, jak mają rosnąć, a nie będą mi się chować. A poważnie - ja naprawdę nie jestem w stanie w tej chwili znaleźć żadnej roślinki, poza tymi, które zasiały się na gołym torfie... Trudno mi sobie wyobrazić, żeby na wiosnę takie maleństwa przebiły się przez ponad 2cm gęstego mchu...
-
W skrócie: Mam donicę z mchem torfowcem, gdzie były wysiane rosiczki długolistne i okrągłolistne. Kiedy ostatnio widziałam roślinki, największe miały do 1,5cm. Teraz bez rozgrzebywania mchu jestem w stanie zobaczyć tylko kilka zimowych pączków, kilka znalazłam bardzo głęboko, niektóre 2cm pod powierzchnią mchu. Pączki są malutkie, max 2mm. Czy takie małe roślinki dadzą radę się przebić przez mech na wiosnę? Czy lepiej ostrożnie przystrzyc mech już teraz? Niby te rośliny są przystosowane do rośnięcia w mchu, ale roślinki już kilka tygodni temu weszły w spoczynek, a mech wciąż bardzo bujnie rośnie. Obawiam się, że na wiosnę już nie zobaczę swoich rosiczek...
-
To oczywiście przybliżone wartości, ale w tamtym roku żadna moja muchołówka nie miała żadnej pułapki większej niż 2,5cm. W tym roku doczekałam się 3,3cm Zresztą co tu dużo gadać - tak, zimowanie ma korzystny wpływ na rośliny. Wszystko co naśladuje naturalne warunki w środowisku roślin, jest korzystne. Jednak przy braku zimowania też będą żyć... tylko trochę gorzej.