Ja doczekałam się kilku sztuk mimozy, oczywiście z nasion. Z moich obserwacji wynika, że to bardzo kapryśne rośliny.
O ile z kiełkowaniem w ogóle nie miałam problemu, to pomimo tego co jakiś czas jakaś część listków żółknie i opada. Szczerze mówiąc przestałam się już tym przejmować.
Aktualnie stoją one razem z owadożerami na wschodnim parapecie i doświetlane są dodatkowo t8 2x36 daylight + fluora. Wszyscy czują się dobrze, mimoza raz dobrze, raz gorzej. Jest przeciętnie, Mam aktualnie dwie sztuki i widze, że raz jedna czuje się gorzej, raz druga, więc chyba nie wynika to z niczego konkretnego.
Na początku posiadałam 3 sztuki, z czego jedną oddałam do innego hodowcy na południowy parapet. Z tego co zaobserwowałam, tam mimoza początkowo czuła się dużo lepiej, ma sporo grubszą łodygę, niemal zakwitła (zawiązała 'pączki, kwiatostany czy jak tam to nazwać'), które pewnego dnia uschły razem z częścią liści. Tzn nikt nie wie dlaczego... (obejrzałam, czy nie ma znanych mi szkodników, ale nie...)
Zatem, naprawdę jeśli nie opada więcej niż 50 % liści i nie widać szkodników, nie ma się raczej czym martwić, bo ja już naprawdę nie wiem co może być nie tak. Ważne jest, że nowe liście wykształcają się bardzo szybko, tzn raz, dwa razy w tyg mam nowe odgałęzienie z nowymi listkami.
Nasiona były wysiane na początku czerwca, a teraz jedna z roślin ma 40 cm a druga wyraźnie marniejsza prawie połowe mniej ( mimo, ze cały czas stoją w tych samych warunkach).Poeksperymentuje trochę na wiosnę, bo zostało mi jeszcze sporo nasion.
Pozdrawiam,
Olga