Dosłownie kilka dni temu na portalu Facebook Matt Soper zamieścił kilka zdjęć roślin z opisanego ogrodowego torfowiska. Oto link:
Jak widać kapturnice wyglądają ogólnie bardzo dobrze. Trudno mi powiedzieć co powodowało twórcami torfowiska, że nie zdecydowali się umieścić w nim zbiorników na wodę. Być może zamysłem była prostota wykonania, aby każdy mógł bez większych umiejętności i nakładu pracy wykonać coś podobnego u siebie w ogrodzie? A może to kwestia lokalnego klimatu i nieporównywalnie większej ilości opadów niż obserwuje się w Polsce?
Sam jestem zaskoczony, że nikt nie postanowił co jakiś czas wszystkiego podlać - przynajmniej u nas przy panujących latem kilkutygodniowych suszach rośliny byłyby spalone na popiół gdyby pozostawić je samym sobie. Ale znowu - być może taki był plan jednak zasadnym ze strony pomysłodawców byłoby wyjaśnienie skąd takie a nie inne rozwiązania.
Poniżej odniosę się do kilku Twoich stwierdzeń (obserwacji), co do których nie we wszystkich punktach się zgadzam.
"Posadźcie proszę jakąkolwiek roślinę w szklarni albo nawet nie w szklarni, a osłońcie roślinę w 100% od wiatru, co uzyskacie? Roślinę wątłą, wybujałą i przerośniętą."
Na pewno uzyskamy roślinę większą, dorodniejszą i zdrowszą. Nie zgodzę się co do opisu wyglądu (kondycji) szklarniowej rośliny. Uprawiana ona w warunkach bezwietrznych nie będzie pod żadnym względem mizerna i wybujała - kształty będą proporcjonalne i należyte, na miarę genetyki danego egzemplarza. Czy przerośnięta? Tutaj trzeba byłoby porównać egzemplarz szklarniowy z tym samym rosnącym w naturze. Widuję od czasu do czasu w internecie zdjęcia ludzi fotografujących się pośród łanów np. S. flava i stwierdzam, że rośliny osiągają tam naprawdę imponujące rozmiary, w granicach maksymalnych dla gatunku. W szklarni przecież nie przekracza się tego maksimum (ja mam np. wiele dorosłych klonów S. flava nie dorastających nawet do 50-60cm wysokości) aczkolwiek łatwiej roślinom osiągnąć pełny potencjał.
"Dlaczego na wystawach widuję kapturnice ze szklarni, do których mógłbym wsadzić pięść, a w środowisku naturalnym, w którym te rośliny wyewoluowały i zajmują hektary, nie widuję takich zdjęć?"
Wydaje mi się, że jest to po prostu kwestia wyselekcjonowanych klonów, których w naturze po prostu nie uświadczymy lub napotkamy na takie niezwykle rzadko. 99% moich kapturnic nie ma "nadnaturalnie" przerośniętych paszcz - trzymają się w gabarytach stosownych dla gatunku (lub rodziców - w przypadku hybrydy). Poza tym ja lubię klasyczne kształty.
"Poza tym rośliny w szklarni są bardzo żarłoczne, bo nie mają najczęściej dostatecznej ilości owadów. Co się dzieje, gdy wystawiamy je na zewnątrz? O ile nie przewróci ich lekki podmuch wiatru, bo są totalnie nieprzystosowane do wzrostu w jakimkolwiek wietrze, to są wygłodniałe i się przejadają, czego efektem jest brązowienie, wywracanie i ogólnie utrata estetycznego wyglądu dzbanów. Ten problem będzie pojawiał się ZAWSZE przy wyjmowaniu roślin ze szklarni na zewnątrz. To też będzie jeden z powodów dla rośliny, aby wytworzyć duże dzbany. Przyczyną będzie niedobór ofiar, a dzbanki po to w końcu są, aby je łapać (...)"
O ile nie potwierdzą tego stosowne długoterminowe badania to trudno jest mi stwierdzić jakoby szklarniowe kapturnice były żarłoczniejsze od tych trzymanych na zewnątrz. Tutaj wymagane byłoby zbadanie ilości wydzielanego nektaru i porównanie czy syty egzemplarz wytworzy go mniej od tego niedokarmionego.
Jak na razie zgodziłem się, że bezwietrzne warunki (wraz z wyższą temperaturą oraz wilgotnością powietrza) to odjęcie bardzo dużego ograniczenia dla roślin i stąd liście będą wyższe i okazalsze. Trudno jest mi w ogóle powiązać gabaryty mięsożernej rośliny z jej żarłocznością, bo zakładałoby to, że te większe (np. lepiej odżywione owadami) mają większy apetyt od wątłych i słabiej rozwiniętych, które to chętnie skorzystałyby z dodatkowego białka. Obie chciałby zjeść - te pierwsze miały po prostu więcej szczęścia Moim zatem zdaniem szklarniowym kapturnicom niczego nie brakuje - są dorodne mimo nieporównywalnie mniejszej ilości pożywienia w zasięgu. Z drugiej strony trzymałem kapturnice na zewnątrz w eksponowanym miejscu przez kilka lat i obserwacje były takie: każdy silny podmuch wiatru i każda ulewa łamały i wywracały prawie wszystkie liście (a że ja lubię wysokie gatunki i krzyżówki, to prawie nic nie pozostawało w pionie). Liście tychże zawsze były wypełnione owadami po brzegi i non-stop brązowiały z powodu przejedzenia. W przypadku niektórych roślin moim marzeniem byłoby dochować się jednego większego i foremnego liścia, którym mógłbym nacieszyć się dłużej niż przez kilka dni. Oczywiście stan ten mógłby prawdopodobnie ulec zmianie w przyszłości gdyby kępy podzieliły się i podrosły jednak nie było mi dane doczekać takiego momentu.