-
Liczba zawartości
971 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Gallery
Zawartość dodana przez Ptaah
-
Zapytam nieśmiało: Czym jest koko?
-
Powinno wrócić do normy aczkolwiek nie z dnia na dzień. To raczej kwestia tygodni aby zmiany zaczęły być zauważalne.
-
Po prostu nie powtarzam błędów z przeszłości i nie pozostawiam kapturnic na zewnątrz zimą, niezależnie od gatunku. Tylko piwnica, garaż lub poddasze. Do tej pory zimowałem kapturnice w stosunkowo widnym pomieszczeniu z małym okienkiem. Tej zimy jeszcze nie zdecydowałem - być może będzie to pierwszy raz w całkowitej ciemności.
-
Po wybarwieniu i ogólnym wyglądzie rośliny wnosiłbym raczej, że stoi w jakiejś ciemnicy.
-
Proponuję uciąć wyrastający pęd kwiatowy. Kończy się sezon wegetacyjny, więc nie warto rośliny obciążać.
-
Niestety nigdzie nie wynotowałem roślin, które nie przetrwały zimy. Trudno mi tym samym wskazać czy krzyżówki charakteryzowały się większą przeżywalnością od czystych gatunków. Wydaje mi się poza tym, że miarodajny wynik dałaby jedynie próba ze znacznie większą ilością kapturnic i przynajmniej po kilka egzemplarzy z każdego klonu. Na chwilę obecną najbardziej utkwiła mi w pamięci strata wspomnianych S. leucophylla var. alba. Poza tym kojarzę, że zginęło kilka roślin S. alata (m.in. bodajże 2 klony var. nigropurpurea), któreś podgatunki S. rubra oraz krzyżówki S. leucophylla. Ogólnie większość czystych S. leucophylla miała się po zimie bardzo źle i potrzebowała całego sezonu aby się w jakimś stopniu odbudować.
-
To teraz moja kolej. W poszczególnych regionach kraju temperatury mogą się drastycznie różnić, stąd trudno traktować własne doświadczenia jako w pełni miarodajne. Poza tym każda zima jest inna, a te z ostatnich lat są coraz mniej bezpieczne dla roślin z racji ich nieprzewidywalności. Wskazałem ponadto, że są gatunki / klony / krzyżówki kapturnic lepiej znoszące niskie temperatury, inne - gorzej. Ale takie rzeczy wychodzą raczej "w praniu". Czy stratę jednej rośliny z dziesięciu można nazwać sukcesem, czy raczej porażką? Jest to na pewno sprawa indywidualna. Ja również swego czasu zimowałem kapturnice na dworze, jednak z wyboru. Chciałem po prostu uniknąć przenoszenia całej ferajny do pomieszczenia i doglądania jej tam przez pół roku. Przy świetnej izolacji straty jednak były, w granicach właśnie 10% jak u Ciebie, lub nieco mniej. Pozornie nic takiego, ale straciłem m.in. kilka klonów S. leucophylla var. alba, których prędko nie odzyskam z racji braku ich dostępności w sklepach. Dla mnie to zatem żaden sukces. Jeśli mam więc wybór to nie będę zimował kapturnic na zewnątrz, a i też każdemu to odradzę.
-
Nie bardzo rozumiem jaki wniosek należy wyciągnąć z tej wypowiedzi. Czy zatem warto Twoim zdaniem zimować kapturnice na dworze, czy też nie?
-
Nie mogę się zgodzić jakoby zimowanie kapturnic na dworze było najlepszym, a tym bardziej najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Nie wszystkie gatunki (krzyżówki, klony itd.) są równie odporne na mróz, a i pogoda ostatnimi laty jest w stanie spłatać takiego figla, że nawet "zwykłe" rośliny ogrodowe rosnące w gruncie i stosownie okrywane są w stanie pożegnać się z życiem (vide: skoki temperaturowe ostatniej zimy do +15 stopni i spadki do -15). Jakiego należałoby użyć zabezpieczenia aby uchronić kapturnice przed czymś takim jeśli, dla przykładu, nasze rodzime drzewa u kolegi szkółkarza masowo pomarzły kilka miesięcy temu? Propozycja przytoczona przez killera wydaje mi się najrozsądniejsza z punktu widzenia jego możliwości.
-
Przyglądałem się moim S. oreophila dla porównania, ale wszystkie są aktualnie w fazie letnich liści - te pułapkowe pousychały. Pamiętając jednak ich wygląd, to żadna z roślin nie prezentuje tak silnego użyłowania jak rośliny z książki Iglacego. Też chętnie "przytuliłbym się' do jednej z takich kapturnic
-
Wydaje mi się, że przemianowanie nieswoich klonów na własną rękę jest złym pomysłem mogącym wywołać spore zamieszanie. Inna nazwa swoją drogą nic nie zmieni. Poza tym żeby spróbować poprawnie sklasyfikować roślinę, należałoby szczegółowo przeanalizować botaniczne opisy obu odmian i wyciągnąć stosowne wnioski. Tutaj w moim odczuciu sprawa ma się podobnie jak w przypadku S. flava var. flava i var. ornata. Na ile musi być silne użyłowanie u rośliny aby ta "przestała być" var. flava, a "zaczęła" var. ornata? To nie jest bowiem tak, że S. oreophila var. oreophila nie posiada użyłowania i to odróżnia ją od drugiej odmiany tego gatunku. Jeśli znajdę książkę Redfernu "Sarraceniaceae of North America" i czas pozwoli, to z chęcią poczytam o tym jakże interesującym gatunku kapturnicy. Na ten moment posiadam kilka jego klonów, m.in. Sand Mountain od Carnisany oraz S. oreophila var. oreophila MK O21. Poza sporymi gabarytami O21 (jest to istny gigant) w żaden sposób nie odstaje użyłowaniem od klonu Carnisany. Podobnie niespecjalnie wyróżnia się roślina od Christiana Kleina o nazwie {S. oreophila "Heavy Veined", Sand Mountain, Alabama, 40 cm, hardy very tall pitchers, many veins}. Najładniejszym obecnie klonem, który posiadam, jest "Heavy veined, purple throat" - coś na kształt egzemplarza zaprezentowanego na zdjęciach capensi. Nadmienię jeszcze, że nie miałem okazji ujrzeć na zdjęciach (czy to na forach, czy FB) solidnie użyłowanej S. oreophila var. ornata - o ile którejkolwiek z nich można by przypisać tę nazwę odmianową. Rośliny przedstawione w przytoczonej książce Redfernu są w moich oczach oszałamiające i niepowtarzalne.
-
Bardzo wszystko dorodne, a moją uwagę, podobnie jak Iglacego, przykuła S. purpurea (Marl Bog). Ta jednak jest w drodze do mnie od Pawianusa, więc stwierdzam, że dokonałem trafnego wyboru Również posiadam wspomniany klon S. oreophila (Sand Mountain), jednak na dobrą sprawę nie wyróżnia się on spośród innych klonów tego gatunku. Spodziewałem się, że użyłowanie będzie szczególnie silne. Może potrzeba na to więcej czasu? Z powodu konieczności wietrzenia mojej szklarni większa ilość owadów poodwiedzała w pewnym momencie kapturnice i inne rośliny, włącznie z całymi chmarami motyli. Te zwierzątka wolałbym akurat oszczędzić Jeden biedny motyl złapany nawet został przez D. sesilifolia!
-
Jasne, jestem otwarty na wszelkie propozycje wymiany, nawet jeśli w grę wchodziłyby krzyżówki, bo wielu z nich parę lat temu pozbyłem się, a mógłbym na powrót je mieć Mnie w czystych gatunkach bardzo podoba się ich sezonowość, której zwykle nie uświadczymy w przypadku krzyżówek będących mieszaniną rodziców. I tak S. flava najpiękniejsze i największe liście wyda wiosną, S. leucophylla, S. alata i S. rubra - jesienią. S. oreophila latem potraci dorodne kaptury, a wykształci fylodia, a z kolei S. purpurea i S. psittacina trzymać będą jednakowy standard
-
Brak szybkiej reakcji na podrażnienie włosków czuciowych może mieć związek z różnymi czynnikami, jednak niekoniecznie musi świadczyć o złej kondycji rośliny. Zdjęcie muchołówki być może wiele powiedziałoby. Proponuję jednak w miejsce zamartwiania się błahostkami solidnie popracować nad ortografią i interpunkcją, bo ta pozostawia wiele do życzenia. Poniżej przykład sprawnej muchołapki, nie reagującej jednak samodzielnie na obecność owadów:
-
Tu na forum na pewno nie będziesz miał problemu z zakupieniem niedrogich czystych gatunków kapturnic. Ja sam mam sporo średnich i dorosłych sadzonek kilku odmian S. flava, S. leucophylla, S. oreophila, które od dłuższego czasu oferuję na wymianę, jednak bezskutecznie. Prawdopodobnie jesienią lub późną zimą część z tych roślin po prostu sprzedam aby zwolnić miejsce dla kolejnych. Iglacy ma po części rację w kwestii krzyżówek, ale w mojej opinii te marketowe do efektownych w większości nie należą, a kultywary pokroju 'Leah Wilkerson' czy 'Adrian Slack' potrzebują specyficznych warunków aby dobrze wyglądały.
-
Dwukrotne podrażnienie powinno wystarczyć. @Alexandra199 Czy problem niezamykania się pułapek występuje u wszystkich liści muchołówki czy tylko u jednego?
-
Zarówno kapturnice jak i muchołówki prezentują się znakomicie. Zachęcam do skompletowania czystych gatunków kapturnic, bo w moim uznaniu nie ustępują urodą krzyżówkom.
-
Co zrobić w przypadku mocnego poparzenia słonecznego u Muchołówki?
Ptaah odpowiedział Sheenigame → na temat → Muchołówka
Szanowny nieznajomy, to nie my z Maksem rozpoczęliśmy mało przyjemną retorykę, a Ty, zarzucając nam noszenie się jakobyśmy pozjadali wszystkie rozumy. My mamy pewne doświadczenie w uprawie roślin mięsożernych poparte choćby fotografiami naszych roślin, kilkuletnią aktywnością oraz wieloma postami na forum. Ty w naszych oczach jesteś znikąd, próbując ustawić nas w szeregu. Brak wiedzy praktycznej w momencie gdy początek mojego hobby sięga lat 90-tych? Nie czuję się zobowiązany ani tego udowadniać, ani przedstawiać szczegółowej dokumentacji fotograficznej mojej szklarni czy czegokolwiek innego na poparcie słów, że muchołówka w pełnym słońcu ma się świetnie. Wskazanie, że trudnię się również produkcją muchołówek miało tylko i wyłącznie na celu zobrazowanie ilości posiadanych przeze mnie roślin, a zatem miarodajnych obserwacji z nimi związanych na przestrzeni lat. Zrobiła się z tego wyliczanka ile jeszcze osób w Polsce prowadzi szkółkarstwa. Chyba nie o to chodziło? Nie mam niestety ani czasu ani nerwów aby ustosunkować się do Twoich wszystkich filozoficznych wywodów, poza tym miejsce na offtopy jest w dziale Pub, nie w tematach gdy ludzie oczekują szybkiej i zwięzłej odpowiedzi na zaistniały problem. Będąc więc w temacie opiszę warunki w jednym z pomieszczeń uprawowych - wspomnianej wcześniej szklarni. Jest to stara konstrukcja z niemal niesprawnym mechanizmem wentylacyjnym, z betonowymi ławami oraz białą, tynkowaną ścianą wzdłuż jednego boku. Konstrukcja kryta najzwyklejszym szkłem 4mm grubości. Kilkaset muchołówek ustawionych jest właśnie bezpośrednio przy tej ścianie. Pełna operacja słoneczna od godzin rannych do wieczornych, temperatura nie mierzona, jednak ze względu na brak cieniowania / wapnowania szyb oraz minimalne odprowadzanie gorącego powietrza jest tam w ciepłe dni nie do zniesienia. Warunki uprawowe w szklarni dalekie są od optymalnych, jednak na chwilę obecną nie mam alternatywy. Dzięki temu posiadam muchołówkowy poligon doświadczalny, a rośliny od kilku lat rosną i wybarwiają się znakomicie. Jakim zatem porównaniem jest otwarty balkon do piekarnika, jakim jest szklarnia? Rośliny, jeśli miałyby umrzeć, zrobiłyby to od zbyt wysokiej temperatury - nie intensywności oświetlenia. A zatem powtarzam - zalecam pozostawienie muchołówki na pełnym słońcu, z zachowaniem innych parametrów uprawowych na optymalnym dla rośliny poziomie. -
Co zrobić w przypadku mocnego poparzenia słonecznego u Muchołówki?
Ptaah odpowiedział Sheenigame → na temat → Muchołówka
Susza będąca efektem aktywności słonecznej? A może brakiem deszczu? Jeszcze tego brakowało aby użytkowniczce Sheenigame ktoś taki jak Ty robił wodę z mózgu. Kilkoro z nas zaleciło jej aby pozostawiła muchołówkę w pełnym słońcu, tym bardziej jak sama zauważyła, że najmłodsze i wyrastające liście mają się dobrze. Muchołówka nie stoi w niewentylowanej szklarni, więc nic złego z tej strony jej nie spotka. Czy poza wiedzą teoretyczną posiadasz jakieś doświadczenie w kwestii uprawy i wymagań muchołówek? Tak się składa, że produkuję muchołówki i mam ich znaczne ilości, z czego większość trzymam w ledwo wentylowanej szklarni, będącej w pełnym słońcu od rana do wieczora w okresie letnim. Chyba nie muszę opisywać w jakiej są kondycji? Gdyby pełne słońce było zgubne dla roślin to wszystko, co rośnie u nas na otwartej przestrzeni byłoby popalone - na łąkach, w ogrodach itd. Jasne, że muchołówki w naturze rosną nieco przysłonięte otaczającą roślinnością, czy jednak cokolwiek ten fakt zmienia skoro i w pełnym słońcu radzą sobie wyśmienicie? -
Co zrobić w przypadku mocnego poparzenia słonecznego u Muchołówki?
Ptaah odpowiedział Sheenigame → na temat → Muchołówka
Wypowiedziałem się w kwestii poparzenia liści w innym z Twoich postów. Nie widzę potrzeby stwarzania nowego tematu. -
Problem z muchołówką - gnicie, usychanie pułapek?
Ptaah odpowiedział Sheenigame → na temat → Muchołówka
Co się miało poparzyć to się poparzyło. Jaki jest sens chowania teraz rośliny ze słońca i rozpoczynanie całego procesu od nowa? -
O, i już widzimy w czyje ręce powędrują storczyki Gratuluję kolekcji, Konradzie. Rośliny są w świetnej kodycji.
-
Nie wystawiaj a WYSTAW na słońce. Nie znajduję powodu dla jakiego muchołówki miałyby kilka razy dziennie zmieniać miejsce pobytu. Słyszeliście kiedyś o zwrocie "zagłaskać na śmierć"?
-
Fenomenalne storczyki - szczególnie urzekł mnie Macodes petola, który to w Polsce jest dostępny w sprzedaży, podobnie jak dość pospolita Ludisia discolor. Tę drugą roślinę uprawiałem w warunkach parapetowych z sukcesem przez kilka kolejnych lat. Storczyki są wspaniałą i różnorodną grupą roślin, jednak lata temu zrezygnowałem z ich kolekcjonowania, bo jest ich po prostu za dużo aby się nasycić, tym bardziej w domu miejsca brak z racji ważniejszego dla mnie hobby jakim są rośliny mięsożerne. Skupiłem się zatem na storczykach klimatu umiarkowanego, które przez cały rok trzymam na zewnątrz (ewentualnie zimując niektóre egzemplarze z temp. powyżej zera) i przestrzeń mnie nie ogranicza. Doświadczenie w uprawie wszelkich roślin mam jednak spore i jeśli nie znajdziesz forumowicza nadającego się ode mnie lepiej do utrzymania tych jakże wymagających storczyków (choćby z racji ich blisko zerowej popularności), to chętnie się z nimi zmierzę
-
Piękne tłustosze - w szczególności P. gypsicola! Szkoda, że tak mała ilość forumowiczów uprawia tłustosze, bo rośliny te zasługują na znacznie większe uznanie. Co do P. calderoniae, to mam ze swoją rośliną podobną sytuację z tą różnicą, że mam ją od zaledwie kilku miesięcy i sporo mieszałem jeśli chodzi o warunki. Jeśli dogrzebię się do tłustoszowej książki to poczytam o tym gatunku - być może wymaga on szczególnego potraktowania w pewnym momencie w roku.