Dzień dobry.
Jakieś półtora miesiąca temu zakupiłem sobie muchołówkę w Auchan. To prawdopodobnie "klasyczny" kultywar - zielone liście i możliwość wybarwienia środka pułapek. Z resztą, kilka z nich zostało wybarwionych gdzieś tam w hodowli na mocny, czerwony kolor. Nie przedłużając już, oto jak prezentowała się jeszcze półtora tygodnia temu:
Przyszła w malutkiej doniczce i obiecałem sobie od razu, że dam jej jakiś miesiąc na zaaklimatyzowanie się w nowym otoczeniu, a z początkiem lipca przesadzę do większej ze świeżym torfem. Naprawdę widać było, że roślina żyje - nowe pułapki wychodziły w ekspresowym tępie.
W między czasie, zacząłem wystawiać ją na słońce, na zewnętrzny parapet. Pierwotnie, przykrywałem jedną warstwą chusteczki na górze osłonki i wystawiałem na krótkie 2-3 godzinne porcje. W sumie, nie szkodziło jej to poza faktem, że woda szybko wysychała z podstawki (słońce naprawdę ostre), wszak to parapet zachodni :/ Później, już bez chusteczki, ale też na krótkie odstępy czasu. Niestety, wyszły poparzenia liści, ale nie było to jednak najgorsze co mogło się stać. Pewnego dnia zapomniałem ściągnąć owadożera z parapetu, w rezultacie czego smażył się dobre 6 godzin. Skutkiem takiej lekkomyślności był fatalny stan liści: powykrzywiane pułapki (jakby wyparowała z nich woda), przypalone zęby.
Nie wiem teraz co czynić, pułapki zaczęły czernieć, wzrost strasznie został zahamowany. Te najgorsze poobcinałem. Oto stan na dzień dzisiejszy, tydzień od katastrofy:
Podlewana oczywiście od samego początku wodą destylowaną, woda właściwie jest zawsze dostępna.
Co poradzić?